12 miesiąc przyniósł pierwsze kroczki Tygrysa przy
meblach. Z początku bokiem przytrzymując się rękoma kanapy czy szafek. Teraz chodzi
sobie bokiem, przodem. Podtrzymując się jedną łapką, drugą czasem machając.
Pod
koniec 12 miesiąca dostaliśmy od Przyjaciółki jeździk/pchacz po Jej siostrzenicach. Tygrys nieśmiało
próbuje za nim chodzić, a że nie zdąża wygląda przezabawnie lekko pochylony, z
pupą do góry. Na razie nie ma odwagi, żeby podtrzymywany za rączki zrobić
samodzielny kroczek. Ale to już chyba niedługo, bo bez podtrzymywania potrafi
stać przez kilkanaście sekund. Z pozycji stojącej, klęczącej pada z uniesionymi
do góry rękami na dywan/kanapę. Na szczęście z twardymi meblami jeszcze się nie
próbuje. Chociaż bliskie spotkania z tymi wydawałoby się miękkimi przyniosło
już pierwsze siniaki, po tym jak Młody nie wyczuł odległości. Na czworaka
zasuwa po mieszkaniu w iście ekspresowym tempie. Słychać tylko „szlap, szlap”.
Opanował też raczkowanie z jednoczesnym przenoszeniem lub przesuwaniem jakiegoś
przedmiotu.
Tym sposobem większość zakamarków w mieszkaniu
jest do zdobycia. Nie ma już mowy o zostawieniu czegokolwiek na stoliku czy
kanapie. Do tego rączki sięgają coraz wyżej. Co kilka dni jesteśmy zadziwieni,
jak spadają książki z kolejnych półek. Oczywiście otwarcie szafek nie jest
problemem (na szczęście szuflady pozbawione uchwytów póki co są bezpieczne).
Tygrys upodobał sobie jedną z papierami rodziców. Druga z ubraniami Mamatu nie
jest dla Niego z byt atrakcyjna.
Ulubioną zabawą w 12 miesiącu jest wchodzenie i
schodzenie z kanapy. Jako, że jest ciągle za wysoka, jak na możliwości Tygrysa
wykorzystuje każdą okazję, która umożliwi Mu wdrapanie się. Wystarczy, że
któreś z nas siedzi na podłodze w pobliżu kanapy, Młody jest już na górze.
Czasem próbuje z jakimś przedmiotem, co jak Mamatu się zagapi, kończy się źle.
Na szczęście dzięki Tatatu do perfekcji opanował schodzenie z kanapy. Odwraca
się tyłem i jest już na dole. Ale jak już się wdrapie zasuwa od szczytku do
szczytku, a my za Nim. Czasem mały Skubaniec odwraca naszą uwagę zrzucając na
podłogę zabawkę, albo pokazując coś za nami, a kiedy się schylimy/odwrócimy
jest już na drugim końcu kanapy. A radości przy tym co niemiara. Tygrys
opanował też wchodzenie i wychodzenie z łóżeczka po wyjęciu szczebelków. O ile
to pierwsze wychodzi raczej bez problemów, to gorzej radzi sobie z
wychodzeniem. Nie może trafić w przestrzeń między szczebelkami. Jak już się
uda, chwyta się jedną ręką za szczebelek i po chwili jest na podłodze.
Strasznie się denerwuje, jak ma ochotę wyjść, a szczebelki są założone.
Zabawnie wyglądają nóżki między nimi i pupa próbująca się wydostać. Mniej
zabawna jest towarzysząca tej czynności histeria.
Synuś sprawdza czy rodzice i inne osoby mają na
stopach kapcie. Jeśli nie będzie tak długo pokazywał paluszkiem aż ich nie
nałożymy. Zdarza się, ze sam je nam nakłada.
Dalej lubi się przytulać. Do maskotek,
porozkładanych po domu koców i co najważniejsze do nas. Potrafi wdrapywać się
po nas (już wiem dlaczego mam całe uda w siniakach) i wtulać. Potrafi padać na
nas i się tulić. Oj, bardzo to lubimy. Robi „pi, pi” na naszych i dziadkowych
nosach. Potrafi pokazać, gdzie miś/tata/mama itd. ma oczko, nos, zęby, okulary.
Te ostatnie szczególnie sobie upodobał.
Na hasło „hura” podnosi ręce do góry, a to za
sprawą pewnych książeczek, o których wkrótce napiszemy.
Ulubione zabawy to w dalszym ciągu książeczki i
autka. A z nowości ciąganie przez rodziców Tygrysa w kocu po mieszkaniu, przyczepianie
magnesów do lodówki i gra na cymbałkach. Czasami Synek sam wymyśla sobie zabawy
np. przerzucanie drewnianych klocków z wiaderka do nocnika (póki co do tego
tylko służy).
Nowy miesiąc nie przyniósł nowych słów (poza
jednym kagun cokolwiek ono znaczy?),
ale Synuś jest nieźle rozgadany. Czasem Jego monologi przypominają te spod
przysłowiowej budki z piwem. Upodobał sobie odgłosy tzw. indiańskie, czyli
wydawane przez usteczka odpowiednio wspierane przez małe paluszki. Na widok
zegarka kląsa, a świnka też prowokuje odpowiednie dźwięki i nie jest to „chrum,
chrum”, tylko ta bardziej dosadna wersja.
Od dłuższego czasu mamy problem ze snem. Młody o
stałych godzinach zanosi się płaczem. Czasem przy tym siedzi i najczęściej nie
jest wybudzony. Wystarczy, że pogłaskamy Go po głowie, damy smoczek i się
uspokaja. Są noce, że biegamy do Niego po kilka razy. Drugi problem to
histerie. Oj, jak na coś się uprze, jak czegoś mu nie wolno to zanosi się tak,
że aż trzęsie się ze złości. Nawet proste czynności, z którymi sobie nie radzi
np. nie sięga do czegoś, wywołują od razu złość. Zdarzają się i zabawne
histerie, jak wtedy, gdy zezłościła Tygrysa własna kończyna górna. Nie pasowała
Mu ręka. Bił ją, próbował jakby oderwać, a jak się nie dało wpadał w histerię. Niestety
akurat w tym nie mogliśmy Mu pomóc.
W dalszym ciągu ulubioną czynnością Tygrysa jest
„am”. Naprawdę się cieszę, że nie mam w domu niejadka, ale głodomór też potrafi
dać się we znaki. Bo ręce opadają, jak po pół godzinie od zjedzenia posiłku
Młody dopomina się o kolejny. I nie ważne co, byle jeść. Ostatnio na rodzinnej
imprezie przymierzał się do tatara. Nie może widzieć tego, co jest na stole, bo
nie odpuści, jak nie dostanie czegoś do buzi. A jak podanie posiłku się
opóźnia, to włącza się syrena alarmowa.
I, jak na Tygrysiątko przystało, lubi przytulasy, pierdziawki,
łaskotki. Czasem są straty i niekoniecznie dotyczą Młodego. Zawsze w zabawie
pilnuję oczu (Synek naszej koleżanki uszkodził jej rogówkę), a tu pewnego
poranka Tygrys przywalił mi z tzw. bani w oko tak, że przez kilka dni bolał
mnie oczodół, a wokół miałam delikatny siniak. Ale zabawa była przednia,
przynajmniej do tej chwili. Tego poranka dość szybko się obudziłam :)
Fajnie, że Tygrys zaczyna chodzić. Lada chwila zacznie sam! :) Słodki głodomorek z niego - tak jak z Amelki. Kiedy dostanie obiad, za pól godziny musi coś jeść. Zazwyczaj mleko. ;)
OdpowiedzUsuńW oko często można oberwać. Dzieci nie wiedzą, że nie można, dobrze wiec, że uważasz. :) mnie kiedyś Amelka uderzyła grzechotką i ucierpiały trochę moje jedynki :)
Z tą rączką to faktycznie ciekawie, ale chyba dzieciaki mają takie swoje"fazy". Znajomej córeczka , kiedy zauważyła swoje włosy ciągnęła za nie i płakała, był istny szał, nie chciała puścić. Więc chyba lepsza opcja z rączką :D
Tygrys to uroczy chłopiec. Jejku już 12 miesięcy.. Jak to leci.. :)
Buziaki kochani! :)
Wtedy to dopiero będzie się działo. A jak zacznie tracić więcej energii, to dopiero będzie miał apetyt. Czyli Amelka to też mały żarłok. Ale nie ma co narzekać. Niech apetyt jak najdłużej mi dopisuje.
UsuńSynek naszej koleżanki paluszkiem uszkodził jej rogówkę i teraz ma poważne problemy. Wraca to od czasu do czasu. Także trzeba uważać, chociaż przy dzieciach nie da się wszystkiego przewidzieć.
Buźka
Jaki piękny duży Tygrys :D niedługo będzie śmigał po mieszkaniu i robił brykał po meblach ;)
OdpowiedzUsuńA w pokoiku zafundowaliśmy Tygrysowi schodkowy regał, idealny do wspinania. Oj będzie się działo.
UsuńHaha u nas z jedzeniem jest to samo i od prawie pięciu lat zapał do jedzenia nic nie słabnie :)
OdpowiedzUsuńI oby jak najdłużej. Oczywiście w granicach rozsądku.
UsuńWiele już potrafi ,to wulkan energii. Nic dziwnego że tyle je jak taki aktywny.W naszej kolekcji misiowej ,,Kubusia Puchatka ,,nie posiadamy mamy za to wielkiego osła z kokardką na ogonie.ulubiona zabawka Kuby teraz wygląda nie co wyeksploatowaną. Pozdrawiam I życzę pierwszych samodzielnych kroczkow Tygryskowi.
OdpowiedzUsuńCzasem tak Tygrysa nosi po pokoju, że mówimy na Niego irobotrumba. Obija się o mebel i w drugą stronę. A my za Nim :)
UsuńMogę zdradzić, że pierwsze trzy kroczki już za nami.
energiczny chlop a co, do tego wygadany, czego chciec wiecej ? chodzenie to kwestia czasu i zobaczysz co wtedy bedzie sie dzialo :Pgratulacje postepow :) pozdrawiamy
OdpowiedzUsuńDziękujemy. Sami się zastanawiamy skąd Młody czerpie energię.
UsuńBuziaki
Fajnie się czyta o tym Waszym małym, rozbrykanym Tygrysku - aż się sama buzia cieszy :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że pierwsze samodzielne kroczki już stały się Waszym udziałem - wrażenia na pewno niezapomniane :) My po pierwszych krokach Młodego wpadliśmy dosłownie w jakiś amok, biegaliśmy po całym mieszkaniu ze szczęścia jak wariaci, podrzucaliśmy go w górę krzycząc "hurrrraaaa!" - a on patrzył na nas z miną mówiącą: "no co wy? przecież to nic wielkiego ! o co w ogóle tyle zamieszania?" ;)
Ja od razu chwyciłam za telefon, żeby z Mężem się podzielić wiadomością. Na szczęście Chłopak także Tacie zrobił przyjemność jednym kroczkiem.
UsuńPozdrawiam
Ale śliczny chłopczyk, rozwija się pięknie, lada chwila nie będzie chodził tylko biegał wiem co mówię u nas było podobnie :) teraz oczy to naprawdę trzeba będzie mieć już wszędzie. Fajnie czytać o Waszych postępach. Ściskam mocno.
OdpowiedzUsuńOj to niedługo będzie się u Was działo :) Choć ja bardzo się cieszyłam jak Kruszynka zaczęła sama chodzić i nie trzeba jej było ciągle nosić, teraz jej się już znudziło chodzenie i uwielbia być noszona :)
OdpowiedzUsuń