niedziela, 12 stycznia 2025

Z serii opowieści: maj - wrzesień 2023

Czas na kolejne wspomnienia z minionego roku. Powoli zacierają się w pamięci. Czas je zapisać i otworzyć się na nowe; na to, co przyniesie Nowy Rok. 
Przygotowania do Komunii trwały, a codzienność toczyła się swoim rytmem. W ogrodzie pojawiły się długo wyczekiwane kwiaty. Ukochane, tak bardzo kojarzące się z Babcią piwonie i łubiny. Brakuje mi tylko kosmosów. Może w tym roku się uda. 

Przyszedł kolejny Dzień Matki, a skoro okazja do świętowania to tylko sushi.


Pierwsze truskawki.


I wreszcie ostatni miesiąc roku szkolnego (ostatni miesiąc Tygrysa w I - III), który upłynął nam pod znakiem smaków lata i piłki nożnej. Nawet Puś pasjonował się rozgrywkami. I w zasadzie piłka porządkowała nam codzienność: treningi, transmisje i mecze. 

 

Do tego spektakle na niebie nad polem za oknem. Niestety widok najprawdopodobniej niedługo się zmieni. Obok drzewka pojawiła się skrzynka prądowa, co może oznaczać budowę. Szkoda, choć wiedzieliśmy, że prędzej czy później to nastąpi. Ciekawe czy drzewko, które od początku nam towarzyszy i stało się drzewem, przetrwa.


Czerwiec to imieniny Tygrysa, a z tej okazji tradycyjnie beza i spotkanie w gronie najbliższych.


Wreszcie nadeszły długo oczekiwane wakacje. Koniec roku szkolnego był bardzo trudny, bo oznaczał pożegnanie z wychowawczynią i pewnym etapem w życiu. Do tego niósł ze sobą wiele niewiadomych, obaw i pytań związanych z tym, co nastąpi po wakacjach (niepokoje ustały na czas wakacji, by na nowo dać znak o sobie pod koniec sierpnia). Tygrys trzymał fason, za to ja wylałam sporo łez. Wychowawczyni Synka była naprawdę w porządku, służyła wsparciem i zawsze miała dobre słowo. W lipcu udało nam się spędzić sporo czasu razem. W nowej pracy cenię sobie możliwość długiego urlopu. O lipcu udało mi się napisać. Zostawiam link, żeby zachować ciągłość opowieści. Zapraszam TUTAJ. 

I przyszedł sierpień, który rozpoczęliśmy wyjazdem do Warszawy, tym razem w mniejszym, małżeńskim gronie. Nie doszedł do skutku nasz wyjazd we Trójkę, bo w poranek wyjazdu Tygrys był na nie, więc dzień czy dwa później pojechaliśmy sami. Potrzebny był nam taki wspólny czas, choć bardzo intensywny. Sporo czasu spędziliśmy w Muzeum Narodowym. Największe wrażenie zrobiła nas nas Galeria Faras, której nie mieliśmy okazji zwiedzać i sala poświęcona Matejce. 



Byliśmy też w Muzeum Warszawy na Starym Mieście i w Muzeum PRL-u. Trudne to czasy, ale jednak to nasze dzieciństwo, więc ekspozycja wywołała w nas sporo emocji. Co któryś zabytek to poruszenie serca i wzruszenie, gotowa opowieść. A eksponatów zgromadzono naprawdę dużo, szkoda tylko, że na tak małej powierzchni. Wśród nich moja ukochana gra z dzieciństwa, chyba nazywała się Jaś i Małgosia. Proszek Cypisek i traumatyczne wspomnienia narodzin mojej siostry. Visolvit i vibovit - samki naszego dzieciństwa. Kapa w stylu tkaniny dwuosnowowej - obowiązkowy prezent komunijny w latach 80-tych, dostałam dwa. I wreszcie pierwsza wspólna jazda maluszkiem. Ach... :)


 





Chłopcy regularnie jeździli na mecze, ja z książek przerzuciłam się na puzzle. Potrzebowałam trochę oczyścić głowę. Do łask wróciły planszówki. 







Sierpień to kolory, zapachy i smaki lata. Drzewka owocowe odwdzięczyły się Tacie Tygrysa za troskę, którą im okazał. Brzoskwinia uginała się pod darami. A lato to obowiązkowo mieczyki w wazonie. W naszym ogrodzie nie dały rady, ale na lokalnym ryneczku nie brakowało. Moje ulubione kwiaty. Tata i Dziadek Tygrysa ogarnęli przestrzeń pod wiatą (najbardziej cieszę się ze stojaka na drewno i odpady do segregacji). Dziadek zmajstrował jeszcze latarenkę z numerem domu. 







Byliśmy zaproszeni na Chrzest małej, uroczej dziewczynki. I odwiedziliśmy lokalne sanktuarium Maryjne w Hodyszewie. 



Wreszcie na koniec wakacji ponownie dotarliśmy do Warszawy, tym razem z Tygrysem. Celem była wystawa na Zamku Królewskim i towarzyszące jej warsztaty rodzinne. Zastanawiałam się, jak Tygrys przyjmie prace Hasiora, ale prowadząca spotkanie edukatorka świetnie przybliżyła najmłodszym twórczość artysty. Choć my mieliśmy niedosyt i po warsztatach wróciliśmy na wystawę. Przed laty miałam kontakt z twórczością Hasiora, w jego muzeum w Zakopanem. Ale musiałam chyba dojrzeć, bo dopiero teraz wywarła na mnie tak ogromne wrażenie. Na pamiątkę zostawiam zdjęcie pracy, która bardzo mnie poruszyła w kontekście zbliżającego się roku szkolnego i naszych przemyśleć związanych z edukacją systemową. Wiele mówiący tytuł: "Wyszywanie charakterów". 


W ostatnim tygodniu wakacji towarzyszyłam Tygrysowi. Cieszę się, że mogłam wziąć tygodniowy urlop. Bardzo mnie potrzebował w swoich lękach i niewiadomych związanych z IV klasą. 

Niepokoje ustąpiły po pierwszym tygodniu, jak Synek poznał wychowawczynię i nauczycieli poszczególnych przedmiotów. Wychowawczyni z tych starszych, uczyła jeszcze za moich czasów. W moim odczuciu mógł trafić lepiej, ale widać, że wpływ na wybór kadry miała była wychowawczyni i zadziałały osobiste sympatie i antypatie. Co do nauczycieli, Młody zadowolony, ja też. Choć od września ranking się zmienił, nadal wysoko pozostaje wuefista i polonistka. Tą ostatnią znam i cenię, miałam u niej praktyki zawodowe, choć wtedy z innego przedmiotu. Najniżej od początku uplasowała się anglistka, zresztą moja koleżanki z ławy szkolnej w tej właśnie szkole. Nazwałabym ją za Mikołajem Marcelą funkcjonariuszem systemu oświaty. Fakt, nauczy angielskiego, bo nieźle ciśnie, ale widzę, że chodzi to o zaspokojenie jakichś własnych potrzeb (wyniki), a nie dobro dzieci. 

We wrześniu byliśmy na weselu mojego kuzyna, ale pozostałe dni zatarły mi się w pamięci. I nie ma za dużo śladu na zdjęciach. Próbowałam dojść, co takiego się wydarzyło i przypomniało mi się. Towarzyszyło nam wtedy sporo stresu, nie tylko związanego z nowym początkiem w szkole, ale z piłką. W połowie miesiąca odezwał się były trener Tygrysa, zapraszając go do swojej (wyższej) grupy. Dla Chłopaka sytuacja bardzo pozytywna, która oznacza, że się rozwija i robi postępy. Ale... Przez tego trenera zrezygnował wcześniej z piłki. Z jego powodu w ostatniej chwili nie pojechał na obóz. Nie był w stanie udźwignąć jego sposobu bycia i prowadzenia chłopaków. A tu taka sytuacja. Tygrys się zaciął i oznajmił, że na zostawia treningi, bo się boi faceta i nie będzie z nim trenował. Normalnie byśmy odpuścili, ale stawka była zbyt wysoka. Piłka to całe życie Młodego. Pasja, styl życia. Nie chcieliśmy, żeby tak łatwo się poddał. Daliśmy Mu chwilę, Tata pogadał z trenerem, wyłożył mu sytuację. Chłopak nie zdawał sobie sprawy, że może tak wpływać na dzieciaki i rzeczywiście na początku bardzo się starał. Teraz wszystko wróciło do normy, ale Tygrys zdążył się już przyzwyczaić. Najważniejsze, że nie zrezygnował z tego, co kocha.

I tak dotarłam do października. Wpis się wydłuża, więc końcówkę roku zostawiam na oddzielny post. Postaram się szybko spisać, co tak takiego się działo, zanim styczeń minie i zatrze się w mojej pamięci. Do przeczytania. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz