Czy tylko ja mam wrażenie, że co roku gdzieś w okolicach maja czas jakby przyspiesza? Maj minął nie wiadomo kiedy, podobnie czerwiec. Zanim obejrzymy się przeminą wakacje, stąd cieszymy się każdym dniem i wszystkim, co niosą ze sobą kolejne tygodnie. A w czerwcu przeplatały się dobre chwile z tymi trudniejszymi.
Może zacznę od tych drugich, żeby przejść do przyjemniejszych. Niezmiennie dotyczą emocji. A że codzienność dziecka wiąże się z różnymi sytuacjami, nowościami, potrzebami, idą za tym różne reakcje. Czasami emocje sięgają zenitu. W czerwcu sporo było trudnych momentów, najtrudniejszy wiązał się z niezdecydowaiem Tygrysa. Czekał na niedzielną przejażdżkę, a po tym jak zobaczył kolegę na podwórku, zmienił zdanie, a w zasadzie sam nie wiedział czego chce, a raczej chciał być w dwóch miejscach jednocześnie. Niestety takich mocy sprawczych nie mamy. O tym, co się działo nie będę pisać, to tygrysia historia, która utwierdziła nas w przekonaniu, że droga, którą obraliśmy jest dobra. I tu w zasadzie możemy przejść do rzeczy przyjemniejszych. Cóż to za droga? Wspominałam już wcześniej, że wreszcie czujemy, że znaleźliśmy najlepsze wsparcie na swojej rodzicielskiej drodze, która pełna jest piękna i wzruszeń, ale również tych trudniejszych momentów i nad tym chcemy popracować. Chodzi o to, żebyśmy mogli dać wsparcie Synkowi, koić Go, pomagać, a przy tym zadbać o swój dobrostan. On ma prawo do Swoich reakcji, emocji. Jest dzieckiem, ma za sobą pewien bagaż, a my jesteśmy od tego, żeby Go wesprzec. I tego będziemy się uczyć. Ja dopiero jesienią, Tata Tygrysa jest po pierwszym bloku warsztatów. I jak sam powiedział, to najlepsze co Go w życiu spotkało, oczywiście poza tą masą innych dobrych rzeczy. Ale na ten moment bardzo tego potrzebował. Warsztaty to nie tylko droga do tego, żeby być wsparciem dla dziecka, ale również przepracowac wzorce zachowania, które wynieśliśmy z domu, swoje reakcje. Póki co próbujemy sobie poukładać mężowską wiedzę. Dajemy sobie czas do końća roku, bo żeby to wszystko ogarnąć, ja również muszę się przyjrzeć sobie. Wiem, że sporo przed nami, ale już widzę zmianę. W nas jako małżeństwie. W ostatnich miesiącach skupialiśmy się na czym innym, a teraz odzyskujemy siebie. Poza tym widzę duże zmiany w Tacie Tygrysa, nawet głos ma inny. Czułam, że te warsztaty pomogą nam, jako rodzicom, ale i ludziom. Po powrocie Męża jestem już o tym przekonana. Cieszę się, że jesteśmy zgodni w obranej drodze. Teraz może być tylko lepiej. Na pewno będziemy po drodze upadać, ale pewne jest to, że w danym momencie będziemy robić to, co najlepsze dla naszego dziecka/naszej rodziny/naszego małżeństwa.
Jeszcze w temacie warsztatów. Takie angegdotki...
- Tata, a czego Cię tam nauczyli - pyta Tygrys. - Jak nie drzeć na Ciebie japy - żartobliwie odpowiada Mąż. Synek podchodzi do niego w wypiętą piersią i mówi: To sprawdzimy.
Rzeczywiście sposób komunikacji Taty Tygrysa się nieco zmienił. Po którymś: jak się z tym Synu czułeś, Synuś odpowiada pytaniem na pytanie: Tato, a Ciebie tak tam nauczyli mówić? Bystre te nasze dzieciaki.
Teraz cofnę się na początek czerwca, bo warsztaty to jego końcówka. Czerwiec przyniósł troche ciepłych dni, bo sporo ostatnio silnych wiatrów. A ciepełka bardzo potrzebuję, bo strasznie marznę w pracy. A głupio chodzić w sandałach i skarpetach, więc jak wychodzę z murów na słońce, jestem szczęśliwa. Czerwiec to też smaki z przydomowego i zaprzyjaźnionych ogródków. Rzodkiewka, sałata, pierwsze ogórki i wiśnie, obowiązkowo truskawki. I wreszcie kolory, zapachy i dźwięki na naszych skromnych kwiatowych rabatkach. Po piwoniach przyszedł czas na łubin, lawendę i inne kwiaty, których z nazwy nie ogarniam. Każdy pączek cieszy. I ten rój owadów nad kwiata,i. Coś w tym roku furczak gołąbek (polski koliberek) nie przylatuje. Oczywiście ogród to nie tylko zachwyty, ale ogrom pracy. Ale warto.
Pierwszy dzień czerwca to Dzień Dziecka. Udało nam się trochę czasu spędzić razem. Wspólnie z Tygrysem zaczęliśmy dzień. Z racji na Ogólnopolski Tydzień Czytania Dzieciom czytalam jego kolegom i koleżankom. To było dla mnie niezywkłe spotkanie. Wszystko za sprawą książki "Może". Rozmawialiśmy o tym, jacy jesteśmy wyjątkowi, niepowtarzalni. Takie słowa to chyba najlepszy prezent na ten dzień. Popołudniu w stolicy województwa dostaliśmy masę wsparcia od P. Sylwii, która możecie znaleźć na IG (@radosc-bycia-rodzicem_). Nauczyliśmy się kolejnych masaży. A po z racji na późną porę posiłek i lody w macu z pięknym widokiem na Białystok. I wizyta w Dechatlonie, ku rozpaczy Tygrysa nie było wymarzonej piłki, ale od czego jest net. Dwa dni później piłka już była.
Czerwiec to również procesja Bożego Ciała.
Czerwiec to w naszej rodzinie kolejne okazje do świętowania. Urodziny Chrześniaczki Męża z pyszną bezą, urodziny mojego Chrześniaka ze smacznym ciachem, imieniny Babci Tygrysa z wyśmienitem marcinkiem, zwanym w naszej rodzinie morcinkiem (kolejność przymiotników oodających smak słodkości wymienna). Imieniny Tygrysa z racji na studia i wyjazd Męża przełożyliśmy na lipiec. A to nie koniec spotkań towarzyskich (jak mi tego brakowało), choć pozostałe dotyczą Młodego. Wizyta kolegi z klasy, pierwsze nocowanka - sąsiada u Tygrysa i odwrotnie. Nocowanie Synka poza domem zbiegło się z wyjazdem Taty Tygrysa na warsztaty, a ja pierwszy raz od wielu, wielu lat zostałam sama w domu. Dziwne to uczucie. I co robiłam? Relaksowałam się? Taaa... Nic podobnego odgruzowywałam dom, bo 10 miesiącach studiowania. Wracając do spotkań towarzyskich. Tygrys był z klasą na wycieczce. Muzeum przyrodnicze fajne, ale lasery to dopiero coś. Wspólnie z kolegami z klasy "szwędał się" po mieście. Chłopaki grali w piłkę, odwiedzlai place zabaw i mnie w pracy. Najtrudniej było przełamać się Babci, ale kiedyś trzeba Chłopaka wypuścić spod skrzydeł i Mu zaufać. Ja również się integrowałam z koleżankami z pracy i to w twórczy sposób.
A propo koleżanek to każdego dnia cieszę się z obecności mądrych, pięknych kobiet. Ta zmiana pracy wyszła mi tylko na dobre. Nie mam problemu z tym, żeby wstać i iść do pracy. Robię to co lubię. Postanowiłam wychodzić ze swojej strefy komfortu i robić to, czego się wcześniej bałam. Odnajduję się w nowych rolach. Daję radę. Uczę się nowych rzeczy. Każde kolejne doświadczenie sprawi, że w przyszłości będzie mi coraz łatwiej. I jestem z siebie dumna.
Czerwiec to pierwsze kilometry przejechane rowerem. Nie za dużo, bo i okazji nie było, ale 29 km w drodze do i z pracy cieszą. Nadrobię, jak chłopcy będą wspólnie urlopować, ale to dopiero w końcu sierpnia. Za to sporo udało mi się przeczytać. Obejrzeliśmy razem kilka filmów, a ja machnęłam puzzle. Na nieszczęście naszego portfela odkryłam w Białymstoku księgarnię, w której są puzzle angielskiej marki, którą tak lubię.
Wreszcie czerwiec to początek wyczekiwanych wakacji. W tym roku dla mnie i dla Tygrysa. Naprawdę ich potrzebowałam. Do tego zmiana grafiku w pracy = wolne soboty. To lato będzie naprawdę dobre, choć jak znam życie dość intensywne. Ale i tak się cieszę. Udało mi się już pobyć dwa dni z Tygrysem w domu, choć to może za dużo powiedziane. Ja nadal szorowałam chałupę, a Tygrys spędzał czas z sąsiadami. I musze przyznać, że trochę to przeżyłam. Ale jak sam powiedział: mamo (taka forma ostatnio u niego, brzmi tak poważnie) ja tyle czasu do tej pory spędziłem w wami, teraz chcę z kolegami. Z początku odczuwąłam to, jakby mi się wymykał, ale Tata Tygrysa sprowadził mnie na dobrą drogę. Chłopiec wzrasta, rozwija się. Nie tylko budując relacje, ale i stawiając pytania. Ostatnio sporo o osoby o innej orientacji seksualnej i związane z fizjonomią. Bardzo się zdziwił, że brodawka to nie tylko narośl na skórze :)
Jedyny wakacyjny problem to logistyka. jakoś nie mogę się przemóc, żeby Chłopaka zostawiać samego na całe dnie. Niestety nie jest dość samodzielny, w moim odczuciu. Poza elektroniką nie potrafi sobie znaleźć miejsca. U miejscowych Dziadków się nudzi, a wyjazd do białostockich jest dla niego bardzo trudny. Musimy przetrwać lipiec. Może nie będzie tak źle.
A jak u Was początek wakacji?
Cieszę się, że warsztaty przynoszą dobre zmiany. Najważniejsze, że efekty są, że sami je widzicie i że wpływają na poprawę relacji.
OdpowiedzUsuńPiękny ten Wasz ogródek.Ja za młodu zawsze się zarzekałam, że ogródek nigdy, teraz im jestem starsza tym bardziej żałuję, że mieszkamy w bloku i go nie mamy.
Z tego co kojarzę to Tygrys jest w wieku naszego Jasia i chociaż wydaje mi się, że to nasze dziecko jest nieźle ogarnięte, to jednak bałabym się go zostawić samego na cały dzień. 2 - 3 godziny tak, ale cały dzień jeszcze nie. Oliwkę inaczej, to już jest prawie 12 letnia panna i jednak widać różnicę w myśleniu między nią a bratem.
Ciągle się uczymy i upadamy, jak to w życiu. Ale wiemy, że nie jesteśmy odosobnieni. I ważna jest przyszła perspektywa. To wiele ułatwia.
UsuńTo prawda - ogród cieszy. Każdy pąk, owoc. Mimo, że mieszkamy już pięć lat trudno mi uwierzyć, bo jeszcze jakiś czas temu nie sądziłam, że marzenie o domu się kiedyś zrealizuje.
Tygrys ma 8,5 roku. Wydaje mi się, że jak się ogarnie tj. będzie bardziej samodzielny, to za rok, mógłby już sam zostawać. Zobaczymy. Jedyne co mnie martwi, to że większość dnia przesiedziałby pewnie przed ekranem.
Dobrze, że warsztaty wam pomagają – mam nadzieję, że kolejne będą równie owocne. My na razie postawiliśmy na diagnostykę starszaka żeby dociec skąd jego niektóre zachowania i problemy. Przed wakacjami udało nam się odbyć wizyty u wszystkich specjalistów – teraz czekamy na opis, diagnozę i zalecenia co dalej.
OdpowiedzUsuńNa początku czerwca zrealizowaliśmy komunijny prezent syna – wyjazd na mecz jednej z jego ulubionych drużyn (a może drużyna wcale nie jest ulubiona ale gra/ło w niej kilku idoli młodego…). Tak więc mieliśmy bardzo udany weekend w jednej z europejskich stolic a syn był zachwycony prezentem. Stwierdził, że komputer czy komórka i tak za jakiś czas by się popsuły i trzeba by je wymienić a ten wyjazd będzie pamiętał nawet jak będzie tak stary jak prababcia 😉 .
Czerwiec to też klasowy wypad na kajaki, zakończenie roku szkolnego ze świetnym przedstawieniem trzecich klas + pożegnanie dotychczasowej wychowawczyni.
Wakacje młody zaczął półkoloniami tenisowymi a córka zapaleniem ucha 😉 . Samodzielność mojego starszego dziecka oceniam dość wysoko (w pandemii zdarzało mu się zostawać samemu na cały dzień) ale jednak w wakacje staram się żeby miał opiekę dziadków albo ratujemy się półkoloniami – w tym roku będą to dwa turnusy. W sierpniu obóz piłkarski i wspólny wyjazd. Nie wyobrażam sobie żeby co dziennie siedział sam w domu – chociaż pracuję głównie zdalnie to jednak z dzieckiem na głowie nie jest to tak wydajne.
Świetnie, że znaleźliście dla siebie dobre warsztaty - grunt to wzrastać.
OdpowiedzUsuńU nas też po raz pierwszy syn spędzał przynajmniej kilka godzin dziennie na podwórku z kolegą - nie ukrywam, że dla mnie ciężkie przeżycie, bo niestety kilka wpadek mieli jeżeli chodzi o dobre zachowanie. Jednak cieszę się, że syn dobrze się bawił.
Przede mną warsztaty szkolące dla rodziców prowadzących edukację domową i już nie mogę się doczekać. Hihi, lubię się uczyć.
No i długo można by jeszcze pisać.
Życzę Wam udanych wakacyjnych dni i wspaniałej pogody.
Pięknie, smacznie, puzzlowo, jak lubię:)
OdpowiedzUsuńPozdrowionek moc zostawiam dla Was:)