Weszliśmy w drugą połowę lutego. Zima nadal nie odpuszcza. Cieszymy się pięknymi widokami. W poniedziałek uszczęśliwiło nas zdjęcie wysłane przez sąsiadów - pług na naszej wewnętrznej drodze. Sąsiad udał się w pościg po śniegu za kierowcą rzeczonego sprzętu i wyprosił, żeby przejechał przed naszymi domami i dzięki temu mamy prawdziwą autostradę i nie straszny nam wyjazd z domu. A Mąż/Tata może spędzać czas z nami, a nie z szuflą.
Przez pierwsze dwa dni nowego tygodnia Tygrys został pod opieką babci. W środę ze smutkiem ruszył do przedszkola. Chłopak po prostu nie cierpi przedszkola, choć wiem, że lubi spędzać czas z kolegami. Nie lubi hałasu, szybkości chłopaków, zakazów Pani A. Tak teraz na topie jest pani E., która pozwala więcej się bawić i krócej leżeć. Wogóle to polegiwanie u sześciolatków to dla mnie nieporozumienie. Nie jest to leżakowanie, bo dzieci nie mają poduszek ani nawet kocyków, więc ten powracający katar Młodego mnie nie dziwi. Ale żeby było przyjemniej... Tygrys wrócił z przedszkola z naręczem walentynek od koleżanek i kolegów. Ta radość w oczach... Lubiany przez rówieśników jest ten nasz Przedszkolak. Ciekawe, czy trafi z kimś do jednej klasy w szkole. W pierwszych dniach marca powinno być już coś wiadomo. A matka niecierpliwie czekając na decyzję wysyła "zdrowaśki" ku górze i szuka plecaka dla drobniutkiego pierwszaka.
17 lutego rozpoczęliśmy Wielki Post. Przypominam sobie ten szczególny czas w zeszłym roku. W ten wchodzę zmęczona, zniechęcona. Daje mi w kość praca. Niby nic się nie dzieje, ale nowe niesie ze sobą stres. Do tego jakieś dziwne działania ze strony współpracowników. Męczy mnie to bardzo. Za wrażliwa jestem na takie sytuacje. Ale mam nadzieję, że Wielki Post będzie takim czasem, w którym poukładam sobie te sprawy, żeby móc spokojnie patrzeć w lustro. Na szczęście Tygrys przypomniał mi o książce, która prowadziła nas rok temu, którą szczerze polecam. Głęboka, mądra i pięknie wydana. Plakat już wisi i wypełnia się kolejnymi elementami. Do tego odpowiednia muzyka i zdrapka wielkopostna z Małego Promyczka. Mimo trudności wierzę, że uda nam się przeżyć ten czas jak najlepiej.
17 lutego to również inna ważna dla nas data. TEN TELEFON. Dla rodziców adopcyjnych/czekających na adopcję to słowo klucz. To telefon, który zmienia życie na dobre. Po rozłączeniu rozmowy nic nie jest już takie samo. Najpierw euforia. Sprzeczne emocje. Od ogromnego szczęścia i radości po niepewność, a nawet strach. Czy podołamy? Czy przebrniemy przez całą procedurę? Dziś pozostała radość i miłość, która wypełnia nas całych. Choć są dni, kiedy nie jest łatwo, bo Tygrys potrzebuje naszego ogromnego wsparcia, ale jesteśmy szczęśliwi. Nie wyobrażamy sobie życia bez naszego Syna. Z perspektywy czasu widzimy też ile mieliśmy szczęścia w procedurze. Co prawda dość długo czekaliśmy na rozprawę (od lutego do września), ale dzięki życzliwości i zrozumieniu jednej osoby, po tygodniu mogliśmy być razem w domu. Do dziś jesteśmy ogromnie wdzięczni, bo osoba ta powierzając nam dziecko, wzięła na siebie ogromną odpowiedzialność. W tych dniach częściej wspominaliśmy, wracaliśmy do tych pierwszych wspólnych chwil i cieszyliśmy się sobą.
Za nami niespieszny weekend (20-21 II). Obowiązki domowe (wreszcie udało mi się przesadzić kilka kwiatków), zabawa, bajki i obowiązkowo puzzle, zwłaszcza, że dotarło nowe opakowanie 4 x 500. Słoneczna niedziela i spacer. Codzienna wędrówka promieni słońca po naszych ścianach i teatr cieni. Zachwycające zachody słońca w niedzielę i poniedziałek. A do tego buziaki i przytulasy.
W tym tygodniu dotarła wyczekiwana przeze mnie piękna książka...
I ostatni weekend lutego. Tydzień wcześniej spacerowaliśmy w śnieżnym korytarzu. Tym razem podążaliśmy brzegiem zalewu, który powstał po roztopach. Coś pięknego. Aż szkoda, że w poniedziałek nie było po nim śladu. Obawialiśmy się roztopów mając w pamięci podobne sprzed dwóch lat, kiedy zamieszkaliśmy na wsi. Tym razem jednak wszystko szybko wsiąkło i tylko raz czy dwa mieliśmy trudności z przejazdem. Ale te widoki pozwalały zapomnieć o trudnościach.
Piękna zazdrostka i widoki u Was.
OdpowiedzUsuńWażne daty wypadają u Was w lutym, więc życzę Wam wielu wspaniałych i rodzinnych chwil, abyście byli szczęśliwi i zdrowi. Uściski
Cieszyliśmy oczy widokami. A zazdrostkę musi być. Jak zdjęliśmy czerwoną to okno jakieś takie bez wyrazu, więc nie mam wyjścia, dziergać :)
UsuńDziękuję za życzenia.
Serdeczności
Pięknie wydziergałaś zazdroskę - nic dziwnego, że mężowi się podoba:))
OdpowiedzUsuńPiękny ten obraz Jezusa. Kiedyś były podobne w wielu domach. Przywodzi dobre wspomnienia.
Ps. Te puzzle niesamowite!
Uściski:)
Dziergam już kolejną do kompletu :) Ostatnio tylko to robię wieczorami :)
UsuńObrazy przywołują wiele wspomnień. Wreszcie oba znalazły swoje miejsce.
Trochę Ci zazdroszczę, bo macie na Wyspach mnóstwo pięknych wzorów puzzli. W Polsce moje ulubione są dosyć drogie.
Buziaki
Śliczna ta zazdrostka, będzie uroczo wyglądać na oknie. Wspaniała z Was rodzinka i ciekawie potraficie spędzać czas - takie wspólne chwile są bardzo ważne. Cieplutko pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za tak ciepłe słowa :) Wierzę, że to co zbudujemy teraz, zaprocentuje w przyszłości.
UsuńPozdrawiam
Świetne te puzzle. My też lubimy układać ale musi przyjść na to "faza". Ostatnia była gdzieś na przełomie roku. Potem zajęły nas inne zabawy. I takie duże to jednak dla nas za dużo (tzn. dla mojego dziecka) - jak nie ma efektów szybko się zniechęca i potem leżą nieruszane tygodniami. Córka też ostatnio polubiła się z puzzlami ale u niej to jesteśmy na etapie 24 rozmiar Maxi :-) .
OdpowiedzUsuńU nas z puzzlami podobnie. Jak Tygrys zrobił przerwę minionej wiosny, dopiero niedawno powrócił do układania. Ku mojej radości, bo bardzo lubię. Każde dziecko podąża swoim tempem, a wzorów jest tyle, że każdy znajdzie coś dla siebie.
UsuńPrzepiękna zazdroska, ale moje serce skradł obraz Jezusa na kredensie, wspaniały.
OdpowiedzUsuńMnie też się podoba. Może nieco kiczowaty, ale ma coś w sobie. A do tego to pamiątka.
Usuń