Podczas kwarantanny, mimo obowiązków zawodowych i domowych, czasu było znacznie więcej niż w normalnym rytmie. Cieszę się, że udało mi się regularnie zapisywać migawki z naszej codzienności. Chciałabym je nadal utrwalać, ale już wiem, że z cotygodniowymi, ba... nawet z dwutygodniowymi zapiskami będzie mi trudno, ale takie wpisy jednomiesięczne powinnam ogarnąć. Dziś pierwszy z cyklu "Nasza codzienność". Mam nadzieję, że uda się go kontynuować, bo ileż ja to już cyklów na blogu zaczęłam :)
Wspominając minione tygodnie, uśmiecham się sama do siebie, bo to był naprawdę dobry czas. Pełen spotkań z bliskimi, książek, wyjazdów w najbliższą i nieco dalszą okolicę, smaków z własnego ogrodu, niezapomnianych wrażeń.
Sierpień obfitował w spotkania z przyjaciółmi, rodziną, znajomymi. Dzięki pewnej życzliwej nam osobie, udało nam się poznać kolejną. Zaczerpnąć od niej nieco wiedzy o ogrodzie i życiu też. Pierwszego sierpnia spotkaliśmy się z bocianami, o czym obszerniej pisałam TUTAJ, zapraszam. Prosto z Pentowa pojechaliśmy do przyjaciół, z którymi od dawna nie udało nam się spotkać. Żałuję. Niby nie mamy aż tak daleko od siebie, a spotkania są rzadkie. Pyszny obiad, rozmowy, spacery, zabawy naszych Chłopaków (co prawda różnica wieku jest, ale mężczyźni chywtając autka w ręce zawsze się dogadają) i to, co tygrysy lubią najbardziej... przegląd gospodarstwa i przejażdżka z wujkiem traktorem. Tygrys jest wielkim miłośnikiem motoryzacji. Wykorzystuje niemal każdą okazję, żeby wskoczyć tacie czy dziadkowi na kolana i poprowadzić auto. Na Jego szczęście mieszkamy w polu, więc na drodze dojazdowej do domu może szlifować swoje umiejętności. I z niecierpliwością wypatruje pełnoletności, żeby móc zrobić prawo jazdy. Czemu mi się nie spieszy do tego momentu?
Udało nam się też dotrzeć do mojego wkrótce już Chrześniaka. Małego uroczego Chłopczyka i jego sympatycznych rodziców, naszych kuzynów. Wakacje, podobnie jak w zeszłym roku (czy możemy mówić już o tradycji?), zakończyliśmy z innymi przyjaciółmi i ich dziećmi. Dziewczynki są dużo starsze od Młodego, ale zawsze Go przejmują i się bawią. A Tygrys lubi z nimi spędzać czas. Do tego wujek wyciągnął gokarta, więc lepiej nie trzeba. A my z Tatą Tygrysa nie mogliśmy się napatrzeć na pięciomiesięcznego Michasia. Swoją drogą pozdrawiamy Was, jak nas czytacie :)
Sierpień obfitował w pierwsze razy. Tygrys coraz lepiej śmiga na rowerze, więc udało nam się wyruszyć na kilka rowerowych wycieczek, rodzinnie lub z sąsiadką. Nie były to trasy, jakie z Tatą Tygrysa pokonywaliśmy przed laty, ale jest nadzieja, że za jakiś czas będą to coraz dłuższe, rodzinne wypady. Póki, co nie oddalaliśmy się za daleko od domu. I to jest jego zaleta, na której nam bardzo zależało. Żeby wyruszyć z domu prosto na łąkę, do lasu, bez pokonywania asfaltu. Udało się. Okazało się, że na wprost domu mamy koniki, mijamy bociany czy urokliwą figurkę. A z wycieczki przywozimy bukiety wrotyczu, które raczą nas nie tylko kolorem, ale i miodowym zapachem.
Kolejny pierwszy raz... udało nam się dotrzeć z Tygrysem do dentysty. Może nie do końca to pierwsza wizyta. Jakiś czas temu umówiliśmy się na przegląd, ale z racji swoich ograniczeń, Młody tak się bał, że nie sposób było posadzić Go na fotelu. Pani doktor zaglądała Mu do buzi między jednym krzykiem, a drugim. Tym razem był dzielny. Bez problemu usiadł na fotelu, pozwolił się zbadać. W nagrodę dostał szczoteczkę i dobre wiadomości. Ubytków nie ma, za to idą na raz cztery szóstki, stąd ból, który nas zaniepokoił. Kolejna wizyta będzie już zupełnie bezproblemowa.
Sierpień sprzyjał lekturze, oczywiście najbardziej tej dziecięcej. Czytamy Tygrysowi, Tygrys czyta nam. Niemal codziennie szlifuje tą zdobytą niedawno umiejętność. Za to nie cierpi pisać, ale na to ma jeszcze czas. I mi udało się przeczytać dwie książki. Skromniutko, ale ukończyłam zazdrostki do kuchni i zabrałam się za nowe świąteczne i obu czynności niestety nie da się połączyć. Za to szydełko z serialem jak najbardziej, więc udało nam się z Tatą Tygrysa obejrzeć kilka filmów i seriali. Z dośc krótkiej listy polecamy Sthisel. To już nasz drugi serial, po Unorthodox, poświęcony ortodoksyjnym Żydom. Naprawdę dobry serial o ludziach żyjących w tej społeczności. I w tym przypadku żałuję, że nie ma już kolejnego sezonu.
Naszą obowiązkową codzienną sierpniową aktywnością było układanie Carcassonne. Kilka razy dziennie powstawały średniowieczne państwa. Za to pod koniec miesiąca dało się zauważyć zmęczenie materiału, bo coraz częściej pojawiały się inne aktywności, kolejne gry i kolorowanki. A wcześniej udało się skręcić piaskownicę, bo to jedyna zabawa, która angażuje Tygrysa i sąsiedztwo. A propo sąsiedztwa... pod koniec lipca musieliśmy nieco ograniczyć kontakty. Okazało się, że zbyt długie przebywanie w sąsiedzkim gornie Tygrysowi nie służy. Po kilkugodzinnym kontakcie musi dać upust emocjom. Lubimy nasze sąsiadki, ale młodsza jest dość specyficzna (piszę tak na około, bo to za skomplikowana sprawa) i ja sama po kilku godzinach słuchania wrzasków mam dość, a co dopiero wrażliwiec, jakim jest Młody. Ale myślę, że wyszło to tylko na dobre.
W sierpniu cieszyliśmy się plonami z naszego skromnego ogródka i sadku. Marchewki, pietruszka, pomidory i ogóreczki. A do tego sześć własnych borówek. Zgadnijcie kto te ostatnie skonsumował. Borówkowy potwór.
"Podpisaliśmy" z Tygrysem umowę o pracę. Za każdą rozładowaną zmywarkę otrzymuje umówioną sumę do skarbonki. Zbiera na wypasioną straż pożarną od Brudera. Chcieliśmy, żeby poznał wartość pieniądza i taki sposób się sprawdził. Jak ma ochotę na nowe autko, dopytuje o cenę i po wspólnym przeliczeniu potrafi się zdziwić, ile to razy musiałby rozpakować zmywarkę. I zwykle ochota na nową popierdółkę szybko mija. Oczywiście w domu ma inne obowiązki, za które nie pobiera wynagrodzenia, choć próbuje. A jakże :) Na zdjęciu mały człowiek przy pracy.
Drugi wakacyjny miesiąc to również nocowanko u dziadków. Dwie ostatnie soboty spędził Chłopiec poza domem. Zdarzało Mu się wcześniej, ale z musu np. ze względu na nasz wyjazd służbowy. Tym razem chętnie spakował plecak i hulajnogę i ruszył do dziadków. Hulajnoga okazała się kluczem do tak chętnego nocowania Tygrysa poza domem. Na naszej wsi drogi są gruntowe, u dziadków w mieście asfalt dookoła. Szkoda mi tylko dziadka, bo spacery (a tu nawet szybkie) nie należą do jego ulubionych aktywności, zwłaszcza po sześciu dniach pracy. A plany są rozwojowe. Rodzice proponują jedną sobotę w miesiącu, Synek dwie. Ale co na to dziadkowie?
Jak Młody pomykał na hulajnodze, rodzice mieli czas dla siebie. Podczas pierwszej soboty plany pokrzyżowała nam pogoda. Myślałam, że uda się spełnić takie moje małe marzenie - udział w Mszy Świętej w Ziołowym Zakątku, o którym pisałam TUTAJ. Postanowiliśmy jednak zostać w domu, bo zapowiedzi pogodowe nie zachęcały do wyjazdu. Za to odpoczęliśmy, poczytaliśmy literaturę inną niż dziecięca i zwyczajnie pobyliśmy ze sobą, racząc się ciastem, które nawet ja mogłam zjeść. Niestety bardzo powoli dochodzę do siebie. Zalecenie chirurga: mieć na uwadze, że kamienie się nie odnalazły. Minęło półtorej miesiąca od zabiegu, a nadal nie czuję się najlepiej, a mój jadłospis jest dość mocno ograniczony. Ciasto też odchorowałam, ale warto było. Za to Tata Tygrysa raczył się rzemieślniczym piwem. Wynajduje piwo z małych lokalnych browarów i testuje. Takie hobby. W tym miejscu pochwalę jeszcze Męża, któremu udało się zagospodarować przestrzeń wokół garażu, który przenieśliśmy w lipcu. Zwykły blaszak, ale pomieścił nasz dobytek. Za rok, może dwa nadamy mu nowy wygląd. Plany okołodomowe były większe, ale czas, siły i pogoda nie sprzyjały.
Sierpień nie należał do zbyt upalnych. Słoneczko zrobiło mniej prądu w stosunku do lipca (792 kWh do 908), ale za to na niebie oglądaliśmy grę kolorów, błyski i oczywiście, jak na ten letni miesiąc przystało - perseidy. Jednego wieczoru zrobiliśmy sobie ognisko i wpsólnie z ulubioną sąsiadką Tygrysa do późnych godzin patrzyliśmy w niebo i spadające gwiazdy. Jak choć kilka z wypowiedzianych marzeń się spełni, będzie pięknie. Co ja piszę, jest pięknie. Wystarczy przeczytać ten wpis. Tyle dobra w codzienności. Gdzieś w tym wszystkim wróciłam chyba na dzień do pracy, między zwolnieniem a urlopem. Na koniec miesiąca dołączył do nas na trzy dni Tata Tygrysa i spędziliśmy intensywny rodzinny czas, przeplatany emocjami związanymi z powrotem do przedszkola. Dwa z ostatnich wakacyjnych dni spędziliśmy w drodze, ale o tym już w kolejnych wpisach.
Na koniec sytuacyjki z życia Tygrysa. Dwie ostatnie z czasów kwarantanny (zapomniałam utrwalić wcześniej). Ostatnia bieżąca.
Ile kosztuje Samsung? - pyta Tygrys.
Tyle, co szafa - odpowiada Tata.
Tyle co szafa? - upewnia się Młody.
Tak.
Ludzie chyba na głowę upadli.
Po co kobiecie piersi?
Wijemy się, jak piskorz, ale odpowiadamy. Po czym Tygrys patrzy na Tatę i pyta: A ja będę miał kiedyś takie rozlazłe piersi jak tata? Nie wiem skąd takie wnioski, bo Tata nie wygląda tak źle.
I ostatnia obiecana sytuacja...
Synek pomalował okładkę książki serwisowej auta czarną kredką i pyta:
Mamo, a gdybym był niedobry i jeszcze pomalowałbym to na pomarańczowo, to jaki kolor by wyszedł?
Jedno jest pewne za chwilę pomarańcze rozgoszczą nam się za oknem na dobre. I przyznaję, że czekam na ten czas. Po tak aktywnym lecie, potrzebuję spokojnej jesieni. A Wam jak minął sierpień?
Masz cudowny bukiet sierpniowych wspomnień :) Też byliśmy z naszą Trzyipółletnią pierwszy raz u dentysty... I też dziergam przed telewizorem (tylko, że na drutach). Miłego września :)
OdpowiedzUsuńOby wrzesień przyniósł równie pozytywne wspomnienia :)
UsuńJa po powrocie do pracy także stwierdziłam, że koniec z częstymi notkami na blogu i co gorsze codziennymi odwiedzinami u Was. Chyba muszę wrócić do blogowania w sobotnie poranki- jak to zazwyczaj robiłam kiedy nie było na to czasu w tygodniu.
OdpowiedzUsuńJa albo mam duże zaległości w komentarzach, albo staram się być na bieżąco. A poranek jest zdecydowanie lepszym czasem niż wieczór po całym dniu obowiązków.
UsuńHehe no tak nocowac to tylko z hulajnoga. Ja mam normalnie palpitacje serca jak Karola wykonuje różne rzeczy na niej.
OdpowiedzUsuńJakie marchewy!!!
Mam tak samo. Ostatnio w tygodniu pojechaliśmy do kościoła. Tam wokół jest mnóstwo asfaltu i przed i po mszy Młody zasuwał. Siostry zakonne nie mogły się na niego napatrzeć. A ja drżałam. Chyba wprowadzę bezwzględny nakaz nakładania kasku rowerowego :)
UsuńFaustynka dziś rano pyta:
OdpowiedzUsuńF: Co to jest pęcherza?
Ja: Zapalenie pęcherza?
F: Ehe, bo Lena to ma i chodzi cały czas do ubikacji
J: Zapalenie pęcherza to jak piecze cipka przy sikaniu.
F: Ahaaa... pamiętam jak mnie cipka piekła.
Albo w dzień kobiet:
Ja: dzisiaj Dzień kobiet
Faustynka: a ja jestem kobietą bo mam długie włosy i cipkę.
Dzieciaki są niesamowite :D
O... dobrze, że i ja mam długie włosy i wiadomo co też :)
UsuńFajny czas za Wami a jeszcze ile przed :) Sthisel oglądałam i też po Unorthodox ,bardzo mi się podobał ale później nic podobnego mi nie wpadło w oko a szkoda .Zbiory super,za rok będzie pewnie więcej, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWrzesień też zaczął się dobrze i niech tak się skończy. W obecnych czasach każdy tydzień bez zawirowań to sukces. Polecam tą książkę że że zdjęcia Mazel Tow.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Super podsumowanie, a było się czym chwalić😍
OdpowiedzUsuńPozdrowionka dla Was zostawiam💛🌞🌻😀
Piękny czas za nami.
UsuńSerdeczności