środa, 30 września 2020

Nasza codzienność: druga połowa września

Drugą połowę września rozpoczęliśmy z katarem. Na szczęście już w środę Tygrys pomaszerował do przedszkola. Przez trzy dni wsparła nas babcia. Jak dobrze, że jest i ma siły/chęci by nas wspomóc. Obawiam się, że będziemy tej pomocy potrzebować w tym roku. Tylko jak to się ma to wytycznych, żeby nie zostawiać dzieci pod opieka osób 60+. Trudne to wszystko. Sami też weszliśmy w drugą połowę września tacy byle jacy. Zmęczeni, osłabieni, na granicy choroby. Wspomagaliśmy się różnymi środkami, żeby nie polec. I udało się. Póki co cała trójka się trzyma i oby jak najdłużej. W obecnych czasach każdy ukończony tydzień w przedszkolu to sukces. Już usłyszeliśmy o pierwszej szkole w najbliższej okolicy, która przeszła na zdalne nauczanie. 

Tygrys nadal przeżywa przedszkole. Zrywa się w nocy z tekstami: "ja nie zjem tego wszystkiego" czy "Ja nie potrafię zrobić tego, co oni". Odreagowuje. Z tego, co opowiada jak już jest w przedszkolu, jest zadowolony. Zresztą siedząc z babcią pytał, kiedy wróci, bo wolałby już do kolegów. Poza tym nie chce mieć zaległości, bo w środę już na dzień dobry pani zaprosiła go do stolika i musiał nadrobić zadania w podręczniku. Ale swoje musi odreagować. Zresztą chęć zabawy w przedszkole po powrocie do domu świadczy o tym, że musi te godziny poza domem przepracować. A czasu do wieczora tak mało. Obiad, zabawa, czytanie przed snem i noc.

I stało się. Komplet naklejek na biedronkowego pluszaka zebrany. Dziecko szczęśliwe. Do czasu... W dwóch sklepach w mieście wybranych fajniaków brak. Rozpacz. Udaje się Młodego przekonać, żeby poczekał aż pojawią się te konkretne, a nie brał na siłę. Udało się. Także zabawa trwa w najlepsze. Zaraz zacznie się festiwal w przedszkolu. Udało nam się nie wpuścić do domu innych pierdółek, na które jest szał w przedszkolu. Takie małe paskudztwo, zings czy jakoś tak. Tygrys się dopominał. A jakże. Ale tłumaczyliśmy i wydawało mi się, że temat mamy załatwiony. Do czasu... Odbieramy Młodego od babci, a na stoliczku bzdurka. No żesz. Chłopak mógł sobie coś wybrać w sklepie, jak poszedł z ciocią na zakupy. Ta nieświadoma, przekonana, że kupuje lizaka czy inną słodkość. Cóż...  Ale podważył nieco moją wiarę w kompetencje rodzicielskie. Choć pewnie mając lat sześć zachowałabym się podobnie. Także Chłopak wykorzystał sytuację i oczywiście ten jeden powinien mieć drugiego do pary. Nasze zdanie zna, a zaskórniaków ze skarbonki nie chciał poświęcić. Także chyba figurka nie jest niezbędna do życia.

Sobota (19 września) przyniosła zakupy i wyjazd od miejscowej szkółki leśnej. Tata Tygrysa złapał bakcyla ogrodniczego, a raczej sadowniczego. Nie ma ostatnio weekendu bez dosadzenia jakiegoś drzewka czy krzaka. W takim tempie to niedługo będzie brakować miejsca. Dwa krzaki pigwy z lokalnego ryneczku to było za mało, a szkółka kusiła. Ostatecznie wybraliśmy jarzębinę i dwa krzewy irgi. I w tym momencie olśnienie... jak my zapakujemy to do naszego bączka. Myślałam, że się popłaczę ze śmiechu. Ale znacie determinację mężczyzny. Upakował te rośliny przed przednie siedzenie naszego niezbyt obszernego autka. W tym momencie przypomniały mi się krążące kiedyś kawały o pojemności malucha. Także sobota minęła nam na dosadzaniu wspomnianych drzewek, ogarnianiu podwórka i domu przed niedzielnymi gośćmi. A wieczór mieliśmy tylko dla siebie, bo Tygrys po raz kolejny został u dziadków. To już chyba trzecie nocowanie od sierpnia. I zapowiada się powtórka :) Kocham nasze dziecko, ale takie kilka godzin ze sobą nawzajem, z książką inną niż dziecięca, bez bycia w ciągłej gotowości, jest bardzo potrzebna. Doczekaliśmy się. Co prawda okazało się, że Chłopak z tęsknoty trochę popłakał, ale to chyba go nie zniechęciło, bo w październiku znowu się wybiera. Mogę już zacząć planować świętowanie rocznicy, choć Tygrys już ma plan dla nas. Spytał: "będziecie rodzić dziecko?". 




Niedziela przywitała nas piękną pogodą. Zresztą nie mogło być inaczej, bo planowaliśmy ostatniego grilla w tym roku. Do naszego stałego najbliższego grona dołączyła ważna dla mnie osoba - moja chrzestna z mężem i córką. Od dawna się wybierali i cieszę się, że w końcu dotarli. Ostatnio, może to kwestia wieku, bardzo zależy mi na spotkaniach z ludźmi, którzy myślą i czują podobnie. Na spotkaniach, z których wynoszę coś dobrego. Wartościowych, a nie byle jakich. I to do takich należało to właśnie. Tygrys szczęśliwy, bo dostał  w prezencie wypasione sterowane auto i trzy godziny ćwiczył swoje umiejętności. Jeszcze do niedawna nie lubił tego rodzaju zabawek. Pewnie dlatego, że nie ogarniał sterowania i szybko się przez to zniechęcał. Jak do wszystkiego i do tego musiał dojrzeć. Teraz śmiga po całym domu. A my cieszymy oczy naszym prezentem - kolejnym kwiatem do naszego domowego zieleńca. 

I weszliśmy w ostatni pełny tydzień września. Przywitał nas piękną pogodą i garścią miłych słów o Tygrysie od nauczycielki. Niestety wtorkowe wiadomości nie były już optymistyczne, a okazało się, że to nie był koniec. Dziad dotarł i do nas. Najpierw jedna szkoła w miasteczku, w którym pracujemy, potem kolejna. Sporo ludzi w powiecie objętych kwarantanną. To mała społeczność. Każdy gdzieś się uczy, pracuje, więc wirus zatacza coraz większe kręgi. Prędzej czy później spodziewaliśmy się tego i dlatego jakoś nie potrafię ruszać zapasów z zamrażarki. Z tą myślą trzeba się oswoić, ale najbardziej wkurza mnie brak dostępu do lekarza. Co rusz słyszy się, jakie problemy mają ludzie ze zdrowiem z tego powodu. Aż mnie trzęsie. 

Z racji tego, że w środę Babcia Tygrysa poczęstowała nas obiadem, zachęceni piękna aurą spędziliśmy czas w parku. Tygrys zasuwał na hulajnodze, a my z Tatą mogliśmy pospacerować. 





Kolejne dni przynosiły niezbyt dobre informacje o zarażeniu naszej Przyjaciółki i Jej najbliższych. Nieciekawa sytuacja. Dziewczyna w zaawansowanej ciąży, teściowie w podeszłym wieku w stanie ciężkim. Cała rodzina z chorobą. Z tymi niezbyt dobrymi wiadomościami rozpoczęliśmy weekend. Taki domowy. Nawet specjalnie nie wiem, na czym nam upłynął. Pewne jest tylko, że tym razem nowe drzewka się nie pojawiły, choć Tata Tygrysa mimo hulającego wiatru majstrował coś w mini sadku, bo w tygodniu załatwił inny punkt ze swojej listy - kolejny fragment brukowanej ścieżki pod oknem od frontu. Muszę przyznać, że coraz lepiej Mu to wychodzi. Ja podziałałam w kuchni. Miałam ochotę na urozmaicenie swojego nudnego jadłospisu i wyczarowałam szarlotkę, po której nie mam dolegliwości. Niestety niedziela minęła w nerwowej atmosferze. Z jakiego powodu? Wiadomo. Sąsiedzi na kwarantannie. Nauczycielka młodszej z potwierdzonym wirusem, a my w sobotę gościliśmy młode u siebie w domu. Straciliśmy czujność. Do tej pory spotykaliśmy się na podwórku, na spacerach, a akurat w sobotę dzieciaki chciały się pobawić w domu. Było trochę nerwów, bo docierały do nas niepełne informacje. Na wszelki wypadek zostaliśmy w domu i odbyliśmy spotkanie wspólnoty i Eucharystię przez internet. W poniedziałek zgodnie z zaleceniem szefostwa zostaliśmy w domu. Oczywiście pilna robota do zrobienia z wiecznie głodnym i dopominającym się uwagi dzieckiem. Jazda bez trzymanek, ale we dwoje daliśmy radę. Podwórko, książki i krzyżówki pomogły. Po rozmowach i przemyśleniach we wtorek ruszyliśmy do pracy i przedszkola. Na jak długo? 



W domu coraz więcej zieleni. Na zewnątrz ostatnie plony i nadal piękne kolory.






A na koniec nasz rodzinny portret autorstwa Synka. 


Działania plastyczne nie należą do ulubionych aktywności Tygrysa. W domu raz na jakiś czas wpada w twórczy szał. Na szczęście z przedszkola czasem przyniesie jakiś rysunek. A i w domu z rzadka coś stworzy (od razu widać, co aktualnie na topie), obowiązkowo z mamą u boku, która wspina się na szczyt swoich umiejętności plastycznych. Dzieła Tygrysa Wam pokażę, swoje upchnę między kolorowankami. Ale najważniejszy wspólnie spędzony czas. Poza tym trudno zachęcać Młodego do tworzenia, a samemu siedzieć z boku. 






I jeszcze tygrysi humor... W jeden z poranków rozmawiamy o kolorowych skarpetach, na które zapanowała moda w naszym domu wśród męskiej części mieszkańców. Tego dnia Tata Tygrysa ma na sobie skarpetki w lisy i kurki. Synka ponosi wyobraźnia i zamiast ruszać na dół wymyśla, kto jakie powinien nosić skarpetki. Wyszło na to, że ja z malinkami, bo (cytuję) "jesteś słodka, jak malinka".

Inna sytuacja. Tygrys ma ostatnio naprawdę trudny czas. Odreagowuje przedszkole. Są niezłe jazdy. Któregoś dnia lekko podłamana pytam: Tygrysie, czy Ty rozumiesz znaczenie słowa proszę? Co słyszymy w odpowiedzi? Rozumiem, ale nie do końca. Cóż... pozostaje mi się z tym zgodzić.

Wrzesień zakończyliśmy z przytupem. Niestety emocje poprzedszkolne sięgają zenitu. Choć nadzieja jest, bo dziś Tygrys stwierdził, że pani E. nie jest taka zła, ale i tak będzie miał problem z zaakceptowaniem jej. Niestety temperamentu pani E. nie zmienię. Mogę próbować wpłynąć na inne sytuacje, które są dla Młodego trudne. O ile będę mogła dostać się do pani. 

Jutro październik? Mam nadzieję, że przyniesie lepsze wieści i choć drobną zmianę w nastawieniu Synka do przedszkola. Co do korony... Wiem, że są różne opinie. Sama jestem przekonana, że to głęboko polityczna sprawa. Ale dbajcie o siebie. Te maseczki nas męczą, ale może ochronią przed chorobą. Rodzina naszej Przyjaciółki przeżyła naprawdę trudne chwile (ciągle przeżywa), a my z nimi. Liczyliśmy się nawet ze śmiercią jednej osoby. Na szczęście wszyscy powoli dochodzą do siebie. Ale od jednej osoby na ten moment poszło już siedem kolejnych. Obawiamy się, że to nie koniec. Sami czekamy czy coś nie wykluje się za płotem. Pozostaje znaleźć w sobie spokój, bo w związku z tym, że na co dzień jesteśmy w nieustannym kontakcie z ludźmi, takie sytuacje będą powtarzać się co chwilę. Także Kochani zdrowia dla Was wszystkich. 

18 komentarzy:

  1. My juz też zaliczyliśmy katar we wrześniu.
    Na Stefka jeszcze trzech naklejek nam brakuje.
    Tacy dziadkowie to skarb :)
    To jak? "Będziecie robić dziecko?" -padłam. Uroczy jest :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że na wrześniowych katarach skończymy.
      Dziadkowie bardzo nam pomagają. Nie możemy narzekać. Choć jest druga strona medalu (szczególnie przy charakterze monet mamy) nie zawsze możemy mówić otwarcie o tym, co nas boli.
      Co do dziecka... Mam nadzieję, że to zrobione przenocuje u dziadków w którąś sobotę 😀

      Usuń
  2. Śliczna ta irga! Znam ten zapęd, by dokupić coś jeszcze. Śmiałam się, że moje zdjęcie powinno wisieć w ogrodniczym z napisem "tej pani nie obsługujemy". Trzeba się pilnować, by rośliny miały miejsce na rozrastanie się, my z bólem serca musieliśmy wyciąć posadzony zbyt blisko domu świerk srebrzysty. Opieka dziadków nad wnukami...nie wyobrażam sobie tego nie robić, choć przeżyliśmy już oczekiwanie na wyniki synowej, pracującej w szpitalu. Ale żeby było śmieszniej, dla mnie seniorem jest moja Mama, do mnie długo nie docierała, że już się do nich zaliczam:). Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pasja ogrodnicza Taty Tygrysa rozwija się w iście ekspresowym tempie. Irga kupiona dla ptaszków. Mam e sobie poczucie, że weszliśmy nie na swój teren z domem, więc chcę coś dać dla braci mniejszych.
      Uwierzyć. Można się nie rwać do opieki nad wnukami, choć ja nikogo nie zmuszam. Kwestia chęci i potrzeb. Kwestia bycia seniorem jest umowna :) Mam nadzieję, że ominą Was kolejne stresy związane z covidem.
      Wszystkiego dobrego

      Usuń
  3. U nas też niepewność, jak długo pociągniemy w szkole i przedszkolu. Oby jak najdłużej, bo wiosenna odsiadka to była masakra dla dzieci i strasznie tęskniły za towarzystwem...
    Zieleń w domu piękna :) Moją domową zieleń niszczy kolejny mały szkodnik, czyli tym razem Michaś :P Zostaje mi ogródek pełen krzewów, uff.
    Miłego rodzenia dziecka w wolnej chwili xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety dzisiejsze statystyki nie napawają optymizmem. Choć akurat Tygrys nie miałby nic przeciwko powtórce. I przyznaję,że łatwiej z nim się żyło wtedy niż teraz kiedy odreagowuje stresy przedszkolne. Ale ja martwię się o pracę, więc wolałabym, żeby nas nie zamykali.
      Tygrys mimo że już poważny przedszkolak lubi wbijać pazurki w mięsiste listki. Także ten 🤦
      Dziękujemy

      Usuń
  4. Potrafię sobie wyobrazić pakowanie z roślinami. Sama mam w tym spore doświadczenie i niekiedy wydaje mi się że samochód z gumy;)
    U nas póki co, suplementacja i wszyscy zdrowi. Mam nadzieję że październik przywieje dobre wieści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak Polak z pakowaniem malucha na dwutygodniowe wakacje dawał rady, to co tam trzy drzewka :)
      Przyjaciele dochodzą do siebie, więc początek miesiąca całkiem dobry. Oby dalej w zdrowiu, czego i Wam i nam życzę

      Usuń
  5. Piękna ta część kominkowa i z galerią świętych w Waszym domu.
    ps. jestem świeżo po zakupie skarpetek bambusowych w liski;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Lubimy ten fragment domu.
      A ja w jesienne listki :)

      Usuń
  6. Niestety stres związany z pandemią jest ogromny. Ufam Panu Bogu, że będziemy zdrowi. Na szczęście jakoś sobie radzimy. Bardzo pilnuję noszenia maseczek i nie chodzimy bez potrzeby do miejsc, gdzie są tłumy. Cieszę się, że mamy ogródek, bo to ułatwia funkcjonowanie z dzieckiem w domu.
    Trzymajcie się zdrowo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musimy się nauczyć żyć z pandemią i być odpowiedzialni za siebie i innych. Ufać i się pilnować. A jak już dopadnie nas choróbsko, to przejść jak najłagodniej. Tak ogród to teraz skarb.
      I dla Was zdrowia

      Usuń
  7. Jesteśmy wspaniałą Rodzinką, uwielbiam czytać, co u Was się dzieje👪
    A zawsze coś jest ciekawego🥰
    Miłych jesiennych dni dla Was w zdrówku i szczęściu🍁🍂🌞🌺😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za tak ciepłe słowa. Wzruszyłam się.
      Wszystkiego dobrego dla Ciebie i Twoich bliskich

      Usuń
  8. Piekny to czas, gdy zdobywa się roślinki i wsadza w swoim ogrodzie, wyobrażając sobie jak będą wyglądać jak podrosną :) potem będziecie je przesadzać bo okaże się że za blisko posadzone, potem przycinac, a potem wycinać. Pierwszy etap zdecydowanie jest najprzyjemniejszy ;)

    Wiesz, że nasz Tymon kiedys tak przez sen odreagowywał dzien spędzony z Lena mojej siostry :) zawsze krzyczał przez sen "Lena, nieeee!", ale kochają się na maxa teraz ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powolutku powstaje ogród. A że wiedzy i wyobraźni brak pojawiają się kolejne rośliny z myślą, że jakby co to sie przesadzi.
      Emocje, te złe i dobre, muszą znaleźć jakieś ujście. Tygrys zawsze spał niespokojnie, a szczególnie jak coś przeżywa.

      Usuń
  9. Widzę, że ogród pięknieje :) Dla mnie to ogromna radość móc znaleźć jeszcze jedno miejsce, by coś dosadzić ;) Szybko czas leci, do niedawna przecież jeszcze Wasz dom był w budowie, pamiętam jak dziś. A rysunki Tygrysa boskie :D Zadowolony, uśmiechnięty. U nas ostatnio fascynacja prehistorią, dinusiami i nie tylko. Także z księżniczkowa przenieśliśmy się w czasie do jaskini ;)
    Ciekawe jak to będzie z tym Covidem, dziś wprowadzono nowe obostrzenia, ale przedszkola nadal czynne. U nas był już wprawdzie przypadek korony, ale u pracownika - 2 grupy wysłali na kwarantannę. No nic, zobaczymy co dalej. Życzę Wam dużo zdrówka, oby Was Pan Bóg uchronił od wszystkich choróbstw!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ogrodzie pojawiają się nowe roślinki, ale nadal nie mamy wizji, jak ma wyglądać. Wychodzimy z założenia, że najwyżej przesadzimu.
      Bardzo mnie cieszy każdy rysunek, zwłaszcza, że jeszcze niedawno Tygrys stronił od kredek, chyba że w kolorowance. A Niezła zmiana, od księżniczek do dionzaurów. Teraz łamiesz pewnie jeżyk na nazwach tych gadów :)
      U nas covid wychodzi u nauczycieli w szkołach. Póki co w przedszkolach spokój, choć od tego wpisu, zbiera niezłe żniwo.
      I dla Was dużo zdrowia

      Usuń