Połowa wakacji za chwilę za nami. Aż trudno mi uwierzyć, że tyle czasu jestem już w domu z Tygrysem. Zwolnienie po operacji wydłużyło te wspólne chwile jeszcze na moment. Także korzystamy z uroków lata i czasu, który jest nam dany. W minionych dwóch tygodniach za dużo się nie działo, ale dwie sytuacje muszę koniecznie utrwalić tu na blogu. Tak ku pamięci. I pochwalić moich chłopaków.
Zacznę od Tygrysa... 13 lipca pojechał na rowerze. Tak po prostu. Podejrzewam, że jakiś czas temu postanowił, że właśnie tego dnia zacznie samodzielnie pedałować. Cały Tygrys. Tak było ze wszystkim. Cymbałkami, kredkami, smoczkiem, czytaniem. Trochę nerwów kosztowała nas ta nauka jazdy na rowerze. Aż tu w lipcowy poniedziałek Chłopiec ruszył i zasuwa na okrągło. Momentami aż mi serce staje, jak widzę w jakim to kierunku idzie. Już jeździ trzymając się jedną ręką kierownicy i to lewą, zupełnie jak ja. I podejmuje próby jazdy bez trzymanek. A jak jedzie to oczywiście rozgląda się dookoła, a ja czekam momentu aż wyląduje w rowie. Także kask jest obowiązkowy. Ależ jestem z niego dumna i cieszę się za każdym razem, jak zasuwa.
Czas na Tatę Tygrysa. W ostatnim tygodniu wykonał sporo pracy przy domu. Przeniósł od sąsiadów garaż. Wreszcie nasz dobytek zgromadzony pod wiatą i w kotłowni znalazł swoje miejsce. Za rok ocieplimy i otynkujemy blaszak i nabierze nowego wyglądu. A w tynkowaniu Tata ma już wprawę. Dzięki niemu nasz domek nie będzie już niszczał i zyskał nowy kolor. Ze względów praktycznych pożegnałam się z małym białym domkiem. Jakoś wspólnie udało nam się znaleźć kolor, który oboju nam się podoba. Łatwe to nie było, bo jedno szło w żółty, drugie w beżowy. To, co dla mnie było za żólte, dla Taty Tygrysa było za różowe. A jest waniliowy, jak ulubiony smak lodów Tygrysa. I najważniejsze, że każde z nas uważa, że ma taki kolor jaki chciał :) Poza tym tego dnia dowiedzieliśmy się o wylewie niewiele starszego od nas kuzyna, a w tej sytuacji kolor stracił na znaczeniu. Nie ważne, jakie ściany. Ważne, żeby miał kto w nich mieszkać. Na szczęscie obyło się bez strat w ludziach. Serce mi drżało, jak patrzyłam na chyboczące się rusztowanie i konstrukcję z zamocowanym na nim jedną nogą krześle. Emocje podobne do tych przy obserwacji wyczynów Tygrysa na rowerze. Wrzucam zdjęcia, choć nie oddają rzeczywistego koloru elewacji. Przy świetle o różnych porach wygląda inaczej. Ale mi się podoba i naprawde jestem dumna z Taty Tygrysa, bo po raz kolejny przy domu, podjął się czegoś, o czym nie miał dotąd pojęcia.
Tak się zastanawiam za co pochwalić siebie. Nie mogę napisać o takich wyczynach, jakich dokonali moi Chłopcy. Dzielnie zniosłam usuwanie szwów, choć tak naprawdę nic, a nic to nie bolało. Trudniejsze było chyba odstanie kolejki do rejestracji. Jakaś paranoja. Najpierw selekcja. Terytorials mierzy temperaturę. Miła pani wyznacza czas wejścia na teren szpitala, bo trzeba tłok rozładować. A potem stoisz na malej powierzchni wśród kilunastu innych osób, bo spośród sześciu pań za szybą, tylko dwie pracują, inne nawet nie udają, że pracują. Ale za to pod gabinetem pusto. Rozładowane, rozładowane. Czego się czepiać. Teraz powoli dochodzę do siebie. Miało być łatwo i szybko. Niestety mój organizm przestawia się wolniej i mimo, że koń obchodzi się bez woreczka (o czym poinformował mnie lekarz od usg), mi jakoś trudno się przestawić. Ale mam nadzieję, że to kwestia czasu. A w drodze ze szpitala zawitaliśmy zrobiliśmy sobie wycieczkę. Na zdjęciach mała zapowiedź...
Brawa dla małego rowerzysty!Ma we mnie kibica, bo sama kocham rower!
OdpowiedzUsuńBrawo dla Taty Tygrysa, super kolor wybrany, ale bujającego się rusztowania nie pochwalam. Mój mąż stracił śledzionę na budowie, z powodu braku zabezpieczeń. W ostatnią sobotę spotkaliśmy się ze znajomymi, wszyscy panowie po doświadczeniach "buduję dom" i mało który nie ma pamiątki w stylu dyskopatii, itd. I wszyscy dawali z siebie 200%, bo przecież to dom dla rodziny. Pozdrawiam,życząc powrotu do zdrowia.
Ja nie mogę się doczekać wspólnych wyjazdów rowerowych, choć pewnie póki co za długie nie będą. Ale z czasem...
UsuńCo do tynków, na szczęście wszystko dobrze się skończyło, ale wrażeń na czas jakiś mi starczy. Dużo nerwów mnie kosztowała ta akcja. Prac tego kalibru już przy domu nie będzie.
Serdeczności
Brawa dla Tygrysa! :) Nie bój się, lądowanie w rowie to też cenne doświadczenie ;D
OdpowiedzUsuńDomek macie śliczny! :*
Mój komputer nagle przeprosił się z pisaniem komentarzy, więc korzystam. No ja nie ogarniam tego sprzętu, a tyle razy próbowałam tu coś napisać :P
Pozdrawiam ciepło Waszą trójeczkę!
Dziękuję w imieniu Tygrysa. Lądowanie było już nie raz, choć lepiej się czuję, jak tego nie widzę :) Pedał w kole sąsiadki (albo odwrotnie) taż i palec wybity. Ale radość z postępu przysłania wszystko. A dziś pierwsza jazda w trójkę.
UsuńCo do komputera... złośliwość rzeczy martwych.
Fajnie, że się udało.
Uściski
Brawa dla Tygrysa! Wiem jaka to duma i dla dziecka i dla mamy! :) Daj spokoj, Nik zapierdziela i nawet skreca nie trzymajac kierownicy, a mnie az serce staje!
OdpowiedzUsuńBrawa rowniez dla meza! Kolor bardzo ladny i faktycznie w kazdym swietle inny! :)
M. domu co prawda nie budowal, ale remonty w jego wykonaniu to dla mnie tez stres. Schody odnawial to cyklinowal bez maski, a potem miesiac kaszlal i juz sami nie wiedzielismy czy tego pylu sie nawdychal, czy zlapal covid. Tnie kafle, wymienia gniazdka, przycina rurki doprowadzajace wode, a ja tylko modle sie zeby go prad nie porazil, zeby nie stracil ktoregos palca, ani nie zalal chalupy. Co ciekawe, opuszek palucha odcial sobie zwyczajnie... rabiac drewienka na ognisko. :D A przy naprawde ciezkiej i niebezpiecznej robocie, nic i niech tak zostanie. ;)
Ja cieszę się niezmiennie. Za nami pierwsze wspólne wycieczki, choć muszę przestawić się na wolniejszą jazdę, co dla mnie nie jest łatwe.
UsuńMam podobnie, jak Tata Tygrysa wkracza do akcji. Przed tynkowaniem dwie noce miałam z głowy. Dużo już było prac na wyskości, a upadek zaliczył przy domku Młodego. Na ten rok pozostały mało niebiezpieczne zajęcia, więc jestem spokojna. Choć koszenie trawy jest i tak chyba najgorsze. Uaktywnia się u Taty alergia, a wtedy bez kija nie podchodź.
Super. Gratulacje dla Tygrysa (i dla taty też). Kask na rower to podstawa - u nas było już zderzenie z latarnią, wywrotka o krawężnik i parę mniejszych przygód ;-).
OdpowiedzUsuńNie strasz :) Pod domem pozwalamy jeździć bez kasku. Droga gruntowa i pola wzdłuż, ale jak tylko ruszamy dalej, nie ma bata... kask musi być. Choć któregoś dnia przeżyłam stres. Dzieć na drodze pod domem z sąsiadką. Raptem ryk dziewczynki, jak przy najgorszym nieszczęściu. Serce mi zamarło. Już miałam wizję, że pewnie jakieś auto wyskoczyło zza zakrętu. A skoro Młodego nie słychać, to wiadomo. Zapomniałam, że sąsiadka jest dość emocjonalna (żeby nie napisać histeryczna). Okazało się, że pedał rowerku Tygrysa utkwił w jej kole i rozpacz z powodu ewentualnych uszkodzeń roweru. A poszkodowanym okazał się Tygrys, który wybił sobie palec próbując naprawić szkodę.
UsuńKochani
OdpowiedzUsuńZdrówka Wam życzę i tylko pogodnych, radosnych dni, bo jesteście wspaniałą Rodzinką🧡😀🌼
Jej... Dziękuję za tak miłe słowa.
UsuńOjej ojej! Jestem i nadrabiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję za wizytę!
Ja dawno temu Was podczytywałam, jeszcze przed Córcią, ale zgubiłam i wczoraj odnalazłam.
UsuńRozgość się u nas.
Pięknie wyszło!
OdpowiedzUsuńDla Tygrysa gratulcje!
Dziękuję. Kolejna rzecz z niekończącej się listy zrobiona.
UsuńA z Tygrysem jeździmy już na wspólne wycieczki.
Brawo dla Tygrysa! Nasz młodszy, 4latek po odkręceniu bocznych kółek też któregoś dnia po prostu pojechał. Dzieci mają niesamowite umiejętności.
OdpowiedzUsuń4 latek... Super. Nasz najchętniej jeździłby już autem :) Tylko z tego powodu czeka na pełnoletność.
Usuń