środa, 15 sierpnia 2018

Długo wyczekiwani goście i okoliczności okolicy

Jest takie miejsce w naszej okolicy, w którym zobaczycie tablice rejestracyjne z całej Polski i spoza jej granic. Miejsce, które jest obowiązkowym punktem podczas zwiedzania Podlasia. Miejsce, do którego zawsze zabieramy naszych gości. Przyznaję, że nam już trochę spowszedniało, ale za sprawą pewnej blogowej Rodziny, a przede wszystkim naszych Dzieci, mogliśmy je odkryć na nowo. Zanim zdradzę co to za miejsce, słów kilka o tym ważnym dla nas spotkaniu.

Rozpoczynając kurs w OA cieszyliśmy się na poznanie osób, którzy znaleźli się w podobnym, co my, miejscu w życiu. Mieliśmy nadzieję na nawiązanie bliższych relacji przynajmniej jedną z par. Warsztaty, rozmowy ze specjalistami… To wszystko bardzo ważne, ale najważniejsi są ludzie. Ludzie, którzy staną przed podobnymi troskami, radościami, pytaniami. Równie mocno zależało na na tym, żeby Tygrys miał kontakt z innymi adoptowanymi dziećmi. Na początku wyglądało to obiecująco, ale koniec końców za nami nie trwająca zbyt długo relacja z jedną z par. Tymczasem w wirtualnym świecie zaczęliśmy poznawać rodziny adopcyjne, które już doczekały się dzieci, albo na nie czekają. Na początku wymiana maili, wiadomości na FB, z czasem telefony, aż wreszcie spotkania. Co prawda za mną dopiero dwa, ale przyznaję, że przed każdym był stres i niewiadoma. Choć z drugiej strony miałam w sobie przekonanie, że gdybyśmy nie nadawali na podobnych falach, to do spotkania by nie doszło, a znajomość (nawet internetowa) rozwiałaby się. I tym razem to się sprawdziło. Mimo, że widzieliśmy się po raz pierwszy w realnym życiu, miałam poczucie, jakbyśmy spotkali się po bardzo długiej podróży. Niesamowite uczucie. Co więcej… mam niedosyt. Wprawdzie mieliśmy dla siebie dwa dni, ale wiadomo - trójka maluchów, potrafi dość skutecznie skupić na sobie uwagę. Poza tym chcieliśmy naszym gościom pokazać kawałek naszego świata. Świata, w którym mieszkamy, pracujemy, wychowujemy Tygrysa. Plac zabaw chyba przypadł Dziewczynkom do gustu. Miejscowe lody smakowały. A wspomniane na początku miejsce? Kto zna NaszMałyŚwiatek… przeczyta na blogu. Kto nie, zachęcam do wizyty.

Dla Tygrysa nie była to pierwsza wizyta w Białowieży, ale po raz pierwszy miał okazję zwiedzić Muzeum Przyrodniczo-Leśne Białowieskiego Parku Narodowego. My znaliśmy tę ekspozycję i obawialiśmy się, jak zniesie półmrok w salach i czy nie przestraszy się eksponatów, szczególnie potężnych ssaków kopytnych, które jak dotąd znał jedynie z książek. Nasze obawy okazały się niepotrzebne. Synek był zafascynowany zwierzętami, które tak lubi. Podświetlenie dioram dla naszego małego zwiedzającego wprowadziło element tajemniczości i wyczekiwania. Zastanawiał się, co będzie w następnym punkcie, a potem jak odkrywał kolejnych przedstawicieli świata fauny (rośliny jeszcze Go nie interesują), dość głośno dawał wyraz swojej radości. Jakie słodkie dziczki. Jaki zajączuś. Jaki lejeń (czyt.jeleń). Dzięki wystawie mógł zobaczyć zwierzęta, których póki co w codziennym życiu nie spotka, szczególnie bociana czarnego. Póki co, bo my czekamy na moment, w którym będziemy mogli razem z Tygrysem, wrócić do łowów z aparatem. A wtedy żubra czy lisa będzie mógł spotkać w naturze. Na tym etapie muzeum jest idealnym miejscem do odkrywania świata. Na szczęście tym razem Synek nie drążył tematu, bo ciężko by było naszemu dociekliwemu wrażliwcowi wytłumaczyć, że nie są to plastikowe figurki zwierząt w powiększeniu. Scenę, której się obawialiśmy (moment ataku wilka na jelenia), wytłumaczył sam sobie - jeleń za chwilę zaatakuje wilka porożem - więc obyło się bez stresu.




A jak nam dorosłym podobało się w muzeum? I tu mam problem. Zupełnie inaczej odbieraliśmy ekspozycję podczas tej wizyty, inaczej gdy widzieliśmy ją sami - pierwszy raz. Wtedy mieliśmy podobne odczucia do naszych gości. Przeszkadzało nam zwiedzanie z przewodnikiem i to, że dioramy zapalają się na określony czas i nie można wrócić do elementu, który nas bardziej zainteresował lub odwrotnie - darować sobie to, co nas nie ciekawi i przejść dalej. Choć myślę, że taki sposób organizacji wynika z charakteru nowoczesnej wystawy, obliczonej nie tylko na wiedzę, ale również efekt. Tym razem odbieraliśmy ekspozycję przez pryzmat Tygrysa. Jemu się podobało, a to dla nas najważniejsze. Jedyne, co nam przeszkadzało to fakt, że koniecznie musieliśmy wziąć audioprzewodniki (wynegocjowaliśmy dwa zamiast przewidzianych czterech, po jednym na każdego dorosłego). Wiedzieliśmy, że przy dzieciach nie będziemy z nich korzystać. Z tym, że w tej sytuacji musimy pamiętać, że na ekspozycji, poza audioprzewodnikiem właśnie, nie pozyskamy za dużo informacji i musimy liczyć na własną wiedzę. I muszę przyznać, że przy mniejszych przedstawicielach świata fauny, szczególnie tych futerkowych, miałam problem. Także przy następnym zwiedzaniu, ze starszym o rok Tygrysem, audioprzewodnik wydaje się wskazany.

Kolejny obowiązkowy punkt podczas wizyty w Białowieży to Rezerwat Pokazowy Żubrów. Dzieci nie mogły doczekać się “prawdziwych” zwierzątek. My również, bo rok temu widzieliśmy spory plac budowy i byliśmy ciekawi efektu. I tu na plus. Lubimy miejsca, w których widzimy, że coś się dzieje, zmienia i sprawia, że możemy odkrywać je na nowo. W zeszłym roku podglądaliśmy zwierzęta z nowych pomostów. Tym razem do rezerwatu weszliśmy przez nowoczesny pawilon edukacyjny. Mieliśmy szczęście, bo sporo zwierząt udało nam się zobaczyć. Oczywiście żubry, ale również jelenie, dziki, żubronie, łosie i sarny. Nie zawsze jest to możliwe, bo żyją one tu w warunkach półnaturalnych, w dużych zagrodach i chodzą swoimi drogami. Atrakcją były też koniki polskie (potomki dzikich tarpanów), z którymi Dziewczynki zaprzyjaźniły się bliżej. Tygrys tym razem preferował muzealne okazy, nie dał się namówić na pogłaskanie konika. Za to z placu zabaw chętnie skorzystał. Zostawiliśmy tę atrakcję na koniec jako zachętę do przejścia niemałego terenu rezerwatu. Muszę przyznać, że i mi plac się spodobał. Nowoczesny, ale z dużą ilością drewna i co ważne dobrze zabezpieczonego (widzieliśmy już taki “naturalny” plac zabaw, obok którego rodzice wyciągali swoim pociechom zadry). Huśtawka zmieściła naszą trójkę. Tygrysa ucieszyła zjeżdżalnia (a jakże). Obok placu wspomniany pawilon. Niestety, umęczeni słońcem i kilometrami, nie zdołaliśmy go zobaczyć w całości, ale tak, jak przystało na Białowieżę króluje w nim żubr. To interaktywna przestrzeń, w której można dowiedzieć się o nim jeszcze więcej. Nas zainteresowało stanowisko, które dało odpowiedź na zaprzątające nas pytanie: czym różni się bizon od żubra. Tygrysa zafascynowała gablota ze szkieletem żubra. Zawiedziony był, że w muzeum takowego nie spotkał (skoro muzeum to powinny być kości, najlepiej dinozaura), a tu miła niespodzianka. Chętnie wrócimy, żeby dokładniej zwiedzić pawilon, a że Synek się dopomina, to znaczy, że i Jemu się podobało.









Najważniejsze w tym wszystkim było spotkanie sympatycznej, dla nas już nie tylko blogowej, Rodziny i spędzony wspólnie czas. A że okoliczności przyrody sprzyjały, było tym przyjemniej.

20 komentarzy:

  1. Super wycieczka i super goście. Nam teraz we Wrocławiu udalo sie spotkać z Karoliną z bąbelkowa 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy takich okazjach zawsze myślę o Tobie, bo miałaś okazję poznać "na żywo" sporo osób. Wierzę, że kiedyś i nasze rodziny będą miały okazję się spotkać.

      Usuń
    2. Ja też na to liczę 😉 i wierzę że się uda. Wiem że taraz macie dużo m głowie ale kiedyś na pewno sie spotkamy!!!

      Usuń
    3. To prawda, dzieje się. Za chwilę zmieniamy miejscówkę. Niestety jeszcze nie naszą. Pokoik u rodziców czeka na nas. Mam nadzieję, że nie na długo, a potem zapraszamy do siebie. A my prędzej czy później ruszymy na południe, a nasza trasa zwykle biegnie koło Was, więc już dziś się wpraszamy :)

      Usuń
    4. Więc ja już czekam na Was 😉
      Jaki etap budowy? Dlugo u tych rodziców pomieszkacie?

      Usuń
    5. To jesteśmy umówione :)
      Aniu, zmobilizowałaś mnie i na blog właśnie wjechał post o budowie.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Mamo tygrysa jakbys byla ba Pomorzu to sie odezwij :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W najbliższych miesiącach niestety nic na to nie wskazuje, ale w przyszłym roku kto wie? :) Z przyjemnością się odezwę :)

      Usuń
  3. Nigdy nie byłam w tamtych okolicach, ale chętnie bym się wybrała :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszamy na Ziemię Lubuską jakby co :)
    Pięknie tam, wpisałam na listę do zwiedzenie/zobaczenia, wschodnia część Polski poza ksiązkami czy zdjęciami zupełnie dla nas nieznana :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak, jak dla nas Ziemia Lubuska. Wszystko przed nami.

      Usuń
  5. Tygrysia Rodzinko! Dziękujemy Wam za wspólnie spędzony weekend, za Waszą gościnność i miłe przyjęcie. Szkoda, że czas tak szybko mija, ale nic straconego, na pewno jeszcze się spotkamy, mam nadzieje, że tym razem u nas :) Buziaki dla Was! :* Do następnego! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My nie możemy się doczekać. Tygrys ciągle wypytuje o Dziewczynki. Do zobaczenia.

      Usuń
  6. Bardzo fajną wycieczkę mieliście :) Super :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniała wycieczka. Nam nie prędko uda się tam dotrzeć, ale cieszy mnie, że Tygrysków się podobalo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To był dobry dzień. Trochę kilometrów od Was jest, ale może kiedyś się uda.

      Usuń
  8. W pięknych okolicach mieszkacie.

    Co do spotkania to takie relacje są bardzo ważne, my do tej pory spotykamy się z większością par, które mieliśmy okazję poznać na szkoleniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ładnie u nas, choć bliskości gór nam brakuje :)
      Fajnie, że udało się Wam utrzymać relacje. Nam tego brakuje.

      Usuń