1 września za nami. O refleksjach związanych ze szkołą pisałam już w poprzednim poście, a dziś o miejscu, które odwiedziliśmy z tej okazji. Chcieliśmy spędzić razem czas w fajnych okolicznościach. Tak, żeby 1 września i początek szkoły, który się z tym wiąże kojarzył się Tygrysowi z czymś przyjemnym. Może to będzie taka nasza rodzinna tradycja? Jako, że wakacje minęły szybko i odbyliśmy kilka, krótszych bądź dłuższych wycieczek (ja zawsze mam niedosyt), nie odwiedźliliśmy miejsca, które wszyscy bardzo lubimy. Wizyta właśnie w środę miała tę zaletę, że nie było tam tłumów. W sezonie i w weekendy jest naprawdę sporo turystów, a zdecydowanie przyjemniej spaceruje się w ciszy i spokoju.
O Ziołowym Zakątku w Korycinach wspominałam już przed rokiem opisując dość dokładnie. Zapraszam TU. Dziś takie nasze refleksje, kilka zdjęć. Dla zachowania wspomnień. Spacerując po ogrodzie żałowaliśmy, że mamy na tyle blisko, że nie możemy przenocować w pomysłowych domkach. Z drugiej jednak strony ta bliska odległość, sprawia, że możemy tu bywać w każdym momencie. Pół godziny i jesteśmy na miejscu. Ziołowy Zakątek jest piękny o każdej porze roku. Podejrzewam, że w zeszłorocznym wpisie miałam podobne odczucia... Ziołowy Zakątek cenimy za to, że za każdym razem, jak w nim bywamy, zmienia się. Jest coś nowego, zaskakującego. Widać, że gospodarz ma jakiś pomysł na to miejsce, stara się, dba o turystów. Mamy w okolicy jeszcze jedno z podobnym klimatem, ale tam czuć tylko komercję. Jeszcze jedna różnica... Wszelkie starocie w Korycinach są zadbane. A to mają zadaszenie, a to są wciśnięte w jakieś miejsce, w którym nie niszczeją. I to jest pozytywne.
1 września pogoda nie zachęcała do spacerów, ale jak tylko ruszyliśmy w drogę wyszło słoneczko i gdyby nie dość silny wiatr, byłoby całkiem przyjemnie. Mieliśmy mało czasu, bo czekało nas jeszcze rozeznanie co do treningów piłki nożnej i urodziny sąsiadki, postanowiliśmy więc odwiedzić nasze ulubione miejsca. Pierwsze to zagroda, a raczej odtworzony fragment dawnej wsi z inwentarzem biegającym tuż obok. Kozy, owce, paw z młodymi, kury, wszelkiego rodzaju drób. Więcej dobra w klatkach i zagrodach, w tym króliczki i świnki morskie. Stojąc pośrodku tej zagrody ma się wrażenie przeniesienia w czasie, do przedwojennej wsi. Zwierzęta, zabudowania ze swoimi charakterystycznymi zdobieniami. Coś czuję, że Tata Tygrysa będzie musiał zadbać nie tylko o królewski ogród koło domu, ale również o obróbkę naszych okien. Mieliśmy dodatkową atrakcję w zagrodzie. Mąż lubi być w kontakcie ze zwierzakami, Tygrys nieśmiało próbuję. Kupiłam więc za symboliczne 2 zł jedzonko. Jak tylko zwierzęta zobaczyły białą papierową torebkę oblazły (dosłownie) Tatę Tygrysa. Moment i nic nie pozostało, poza wybłoconymi spodniami.
Zanim ruszyliśmy na spacer postanowiliśmy zjeść obiad, żeby potem spokojnie wyjechać o konkretnej godzinie. I jak zwykle się nie zawiedliśmy. Wszystkie zamowione dania były bardzo smaczne. Nawet Tygrys wciągnął ze mną na pół barszcz i kartacza. Spokojnie wystarczyłaby jedna porcja na nas dwoje. My znamy te smaki (kiszka, babka czy kartacze), ale nie w każdym lokalu na Podlasiu są smaczne, a tu prawie jak u mamy.
Z racji na ograniczenia czasowe ruszyliśmy w ulubione miejsca naszej trójki. Na szczęście jesteśmy co do nich zgodni. My nawet plac zabaw w Korycinach lubimy, nie wspominając o Tygrysie. Tam nawet drzazgami się nie przejmuje. Tym razem były nowości, a wśród nich hit - motocykl z brzozowych pieńków. Przewiózł nas Chłopiec. Nie mogliśmy pominąć stawu ze ścieżką z pieńków, kolejnego przed urokliwym kościółkiem, ogrodu różanego (jej jak to pachnie) i punktu widokowego. Spełniłam też swoje małe marzenie. Zobaczyłam wrzosowiska w Korycinach. Żałuję, że ogród biblijny jest ciągle zamknięty i jako dopełnienia zabrakło mi lodów różanych. Ale nie ma tego złego... Odbiliśmy sobie w sklepiku. Nawet Chłopaki coś do koszyka dorzucili.. zioła do kąpieli i do mydełek, dzika róża w octowej zalewie, soczek dla Tygrysa i kiśle o zaskakujących smakach. Dynię i pokrzywę już spróbowaliśmy, rewelacja.
Szkoda, że mieliśmy tak mało czasu, ale mam nadzieję jeszcze wrócić we wrześniu. Mam jeszcze jedno marzenie. Sobotnia msza w kościółku pw. Matki Boskiej Jagodnej. Od paru lat nie możemy się zebrać, ale wierzę, że w tym roku się uda. Mamy czas do końca września.
Motocykl rządzi :) Dobrze, że tak rodzinnie spędziliście czas. Tygrys na pewno to docenił.
OdpowiedzUsuńUściski
Teraz jest czas na budowanie wspomnień naszych dzieci. Korzystany z tego, że jeszcze chce z nami jeździć. Pewnie kwestia kilku lat i to się zmieni. Pozdrawiam
Usuń