Kolejny tydzień za nami. Z racji tego, że jutro ruszamy na długo wyczekiwany urlop, czas na podsumowanie minionych dni. Obawiam się, że po atrakcjach wyjazdowych pierwsze dni sierpnia moga mi zwyczajnie ukmnąć.
Drugi wakacyjny miesiąc zaczęliśmy przyjemnym niedzielnym porankiem bez Tygrysa, który nocował u Dziadków. Doceniamy takie chwile tylko we dwoje. Nie zdarzają się zbyt często. Spokojne śniadanie, Eucharystia, przetwory, książka na tarasie, mężowski obchód po ogrodzie... Popołudniu obiad z Dziadkami i powrót do domu. I już tak cicho i miło nie było. Mieliśmy jechać na rowerową wycieczkę, ale pogoda popsuła nam szyki. Niestety Synek nie mógł zrozumieć, że nie mamy aż takich mocy sprawczych, żeby zmienić aurę na słoneczną. Także atmosfera się zważyła. Nie mieliśmy siły na nic. Z racji 1 sierpnia udaliśmy się na zwiedzanie Muzeum Powstania Warszawskiego on-line.
W tym tygodniu odpuściłam sobie przetwory, obdarowując ogórkami najbliższych. Ale na obiad wykorzystywałam plony z naszego ogródka. A że cukinia obrodziła królowała na naszym stole. Placki i leczo według przepisu Ani. Jakie to jest niesamowite uczucie, kiedy wystarczy wyjść do ogródka i obiad gotowy.
Tata Tygrysa lubi poranną i wieczorną porą urządzać sobie spacery po ogrodzie, podglądać i robić zdjęcia. A już niebawem pojawi się przy domu beczka do deszczówki w nowym ubranku.
Poniedziałek do najłatwiejszych nie należał. Tygrys musiał chyba odreagować wizytę u Dziadków (chyba), a jeszcze bardziej zbyt dużą ilość tv. Za to wtorek obfitował w przyjemności. Skorzystaliśmy z okazji, że Mąż jechał na zebranie do stolicy województwa i ruszyliśmy razem z nim. Kiedy Tata załatwiał swoje sprawy my ruszyliśmy na spacer do ulubionego zoo i na zakupy po strój kąpielowy, żebym mogła z Chłopakami jeździć na basen.
Po zebraniu razem odwiedziliśmy mini zoo. Zawsze mam mieszane uczucia, ale to jedyna okazja, żeby oswoić naszego Chłopaka ze zwierzętami. Krok po kroku się to udaje. Od jakiegoś czasu dopomina się o królika i miał okazję go karmić i głaskać. Sztywny był, ale się przemógł. Myślimy intensywnie. A wracając do tego rodzaju miejsc. Mam wrażenie, że króliki, świnki czy chomiki miały się dobrze. Ale na dzikie zwierzęta aż przykro było patrzeć. Szop pracz czy szynszyle aż miały smutek w oczach. Za to wiewiórka radośnie po nas biegała. Wrzucała żołędzie w ochraniacze na buty, a Tygrysowi próbowała nawet włożyć przysmak pod spodnie. Mimo to, była to raczej pierwsza i ostatnia wizyta w takim przybytku.
Po obiedzie u Babci białostockiej, dotarliśmy na palc zabaw, który od dawna wzbudzał naszą ciekawość. Rewelacja, choć dla Tygrysa było za dużo dzieci, ale chwilę pobiegał, zjechał z wielkiej zjeżdżalni. Dobre i to.
Kolejne dni Tygrys spędzał w towarzystwie rówieśników. W środę razem z Chłopakami i starszą z sąsiadek pojechaliśmy na basen. Nie byłam w takim przybytku wiele lat. Nie przepadam za wodą pewnie dlatego, że nie potrafię pływać, ale chciałam zrobić przyjemność dziecku. Z sąsiadką było mi raźniej i muszę przyznać, że spędziłam czas bardzo przyjemnie. Skorzystałam z wodnych masażów i wyszłam całkiem odprężona. Poza tym miałam ogromną satysfakcję z podglądania Tygrysa podczas nauki. Niestety za dużo możliwości nie miał, bo w tej samej części basenu ćwiczyła dość duża grupa seniorów niespecjalnie zwracająca uwagę na dziecko. Ale nurkował bez zatykania nosa, a w nagrodę instruktor zabrał go na wielką zjeżdżalnię. Byliśmy bladzi czekając na Chłopaka. Sam był oszołomiony. W czwartek miałam w domu przedszkole. Z rewizytą przyjechały Bliźniaki. Do dzieciaków dołączyła młodsza sąsiadka. Wesoło i głośno było. Lubię przysłuchiwać się dziecięcym rozmowom. Takim poważnym, acz wywołującym uśmiech na twarzy dorosłego. Chłopaki oglądali igrzyska i stwierdzili, że nie kibicują Chinom, bo stamtąd przeszła pandemia. A wspierali tych, którzy wychodzili na prowadzenie. Myślałam, że tylko moje dziecko tak ma. Popołudniu Chłopaki pojechali na basen, a ja zaczęłam pakowanie. Jak ja to lubię.
W piątek oswajaliśmy szkołę. Dotarły przybory, plecak, piórnik, więc Tygrys zainicjował zabawę w szkołę. Widocznie potrzebuje. A mi zdecydowanie bardziej pasuje wchodzenie w rolę nauczycielki niż zabawa w igrzyska.
Mniej lektury dziecięcej (po przebywaniu na świeżym powietrzu Synek jest tak zmęczony, że pada po kilku stronach) sprawia, że moje oczy mają siły na książkę dla siebie. W minionym tygodniu pokazywałam tytuł "Pokochałam wroga". Okazało się, że to pierwsza część sagi. Z przyjemnością sięgnęłam po kolejne. Bardzo lubię dzieje rodzin osadzone w historii naszego kraju. Ta dzieje się wielotorowo. Do tego w Krakowie, do którego jutro ruszamy.
Przed nami droga z nudzącym się dzieckiem. Zapas książek przygotowany. Powerbank naładowany, żeby Chłopak mógł śledzić mapę. Trasa łatwa nie będzie, ale zwiedzanie z Tygrysem to już sama przyjemność. Żal nam tylko zawodów strażackich, na które już trzeci rok nie możemy trafić, ale Tata z Tygrysem podglądali ćwiczenia. Ja widziałam z okna, robią wrażenie.
Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia w kolejnym wpisie
Udanego urlopu 😍😍
OdpowiedzUsuńŻyczenia się spełniły. Dziękujemy.
UsuńŻyczę Wam udanego urlopu i rewelacyjnego wspólnego, rodzinnego czasu. Acha i brak korków na drodze, bo dzisiaj wracałam trasą przez Kraków i były niemożliwie długie korki po południu właśnie do miasta Kraka.
OdpowiedzUsuńBuziaki
Unikaliśmy jazdy autem i dało się żyć. Choć następnym razem jedziemy pociągiem, bo parking dość mocno obciążył nam budżet.
UsuńUdanego urlopu. My na długie podróże przestestowaliśmy audiobooki. I odpadło nieśmiertelne pytanie: "Daleko jeszcze? "
OdpowiedzUsuńDobrze, że znaleźliście sposób. U nas audiobooki się nie sprawdzają. Ale podróż okazała się całkiem przyjemna.
UsuńUdanego urlopu. Bawcie się dobrze.
OdpowiedzUsuńDziękujemy. Urlop udany.
UsuńKochani
OdpowiedzUsuńUrlopujcie się, relaksujcie, zwiedzajcie, odpoczywajcie🌸😃🍀💚🌞
Pozdrawiam Was milutko😘
Dziękujemy. Spędziliśmy w Krakowie dobry czas.
Usuń