W majowym podsumowaniu wspominałam o intensywnej niedzieli 30 maja. Jak ja tęskniłam za takim czasem. Czasem normalności, spotkań, wyjazdów, wizyt, który mam nadzieję powrócił. Czy na dobre? Wątpię, ale póki jest możliwość korzystamy. Od dawna czekałam na moment, kiedy ruszą muzea i galerie. Pamiętam, jak wiosną 2020 roku cieszyliśmy się na warsztaty w jednym z białostockich ośrodków kultury, na które z wiadomych względów nie dotarliśmy. Jak po wizycie w wiosce Świętego Mikołaja z rodzicami z przedszkola planowaliśmy comiesięczne wyjazdy naszych dzieci. Nic z tego nie doszło do skutku. Nie nadrobimy już tego. Wyjazdów, a przede wszystkim relacji, bo to ostatni miesiąc w przedszkolnym gronie. Ale staramy się sami zabierać Tygrysa w różne ciekawe miejsca, na interesujące spotkania.
Stąd jak tylko dostałam na maila ofertę białostockiej galerii, spojrzałam w kalendarz i rezerwowałam miejsca. Na jedne zabrakło, na kolejne udało się. Cieszyłam się, bo w domu rzadko spędzamy czas twórczo. Nie jest to (poza rysowaniem) ulubiona aktywność Tygrysa. Ja też nie mam takiej wyobraźni i siły przekonywania, żeby wziąć na warsztat sztukę. Poza tym najlepszym miejscem ku temu jest galeria/muzeum. Tak, jak Galeria Arsenał, z której oferty już nie raz korzystaliśmy. Ma tak ciekawe propozycje, że zwykle wszyscy dobrze się bawimy, a przy okazji dowiadujemy się nowych rzeczy. Tak było i tym razem.
Wyprawa o tyle ciekawa, bo w nowym, zaskakującym miejscu. Kampus uniwersytecki, który szczególnie Tata Tygrysa chciał zobaczyć. Świetne miejsce. Dobra architektura powiązana z roślinnością i warsztaty twórcze. A temat z tak różnych dziedzin (choć wiodący był kosmos), że obawy naszego Przedszkolaka szybko się rozwiały i z przyjemnością korzystał ze spotkania. A działo się sporo...
Warsztaty towarzyszyły wystawie Tam, gdzie słońce kładzie się spać, a inspirowane były jednym z elementów ekspozycji. Jakim? Wiadomo było od razu po wejściu do sali warsztatowej i spojrzeniu na podłogę.
Ten "meteoryt" aż zachęcał, żeby chwycić go w dłonie i dodać mu nieco życia, ale najpierw zaopatrzyliśmy się w wiedzę fachową. Krótki wykład Andrzeja Branickiego z Uniwersyteckiego Centrum Astronomii, którego sama z przyjemnością słuchałam. Pan Andrzej w prosty i przystępny sposób przedstawił różne teorie na temat powstania życia na ziemi, przybliżył rozmaite ciała niebieskie, wreszcie omówił różnice między meteoroidem i meteorytem. To wielki dar potrafić mówić do tak wymagających (choć wdzięcznych) słuchaczy, jakimi są dzieci. Po wykładzie niesamowita projekcja w plantearium. Takiej jeszcze nie widzieliśmy. Ekran sferyczny, a na nim ciekawa i pięknie zrobiona bajka "Myszki i Księżyc". Wyszłam oczarowana. Po tych atrakcjach przystąpiliśmy do twórczego działania. Meteoryty czekały. Nasz zyskał nową barwę i zasadziliśmy na nim rodzinny ogród. A raczej kosmiczny. Wielką przyjemnością było też spotkanie z prowadzącą warsztaty Małgorzatą Dobrucką, która już na samym początku zapunktowała u Tygrysa ciekawym pomysłem na karteczki z imionami. Kosmiczne, pisane od końca. Tym samy przełamała lody, a swoim ciepłem i spokojem, sprawiła, że nasze Dziecko dało się porwać sztuce. A i my z przyjemnością oddaliśmy się twórczej zabawie. Wszak to warsztaty rodzinne. Nasz meteoryt nabrał życia. Odpowiedzieliśmy tym samym na pytanie postawione w tytule warsztatów TO roŚNIE? Nasz kosmiczny ogród wyrósł. Niby inspirowany życiem na ziemi, a jednak na granicy rzeczywistości i snu. A we śnie towarzyszy najmłodszemu Artyście, bo zyskał fluorescencyjne elementy. Organizatorzy zadbali, żeby nasza twórczość trwała między warsztatami (mam nadzieję na udział w kolejnych) i obdarowali dzieciaki kreatywnym zeszytem Wymiennikiem.
Warsztaty zachęciły nas do wstąpienia do Galerii Arsenał i zwiedzenia kosmicznej wystawy. Tygrys chciał koniecznie zobaczyć meteoryt, który spadł blisko 200 lat temu nieopodal Białegostoku. Chyba zawiódł Go nieco rozmiar eksponatu. Spodziewał się czegoś większego. A to tylko jeden z zapewne wielu z deszczu meteorytów. W związku z tym krótkie to było zwiedzanie, ale ja chętnie skorzystałam z kuratorskiego oprowadzania dostępnego w sieci. Zafascynowało mnie połączenie meteorytów i związanych z nimi publikacji, jakby nie patrzeć przynależnych do świata nauki ze sztuką. A z drugiej strony kosmos ze swym bogactwem, którego wszak sami częścią jesteśmy, od dawna inspirował artystów. Tak, jak meteoryty ze swoim niezwykłymi kształtami, strukturą i tym, co ze sobą niosą, zainspirowały artystkę Amelie Bouvier, której prace były dopełnieniem "kosmicznych" eksponatów na wystawie. A nawet więcej. To one opowiadają o tych niezwykłych kamieniach "spadających z nieba" i skłaniają do refleksji.
Mam nadzieję na więcej takich spotkań. Spotkań z ciekawymi ludźmi, nauką i sztuką. Tygrysia ciekawość świata aż zachęca do korzystania z podobnych propozycji. I dla mnie to ważne doświadczenie, szczególnie w kontakcie ze sztuką współczesną, której wydaje mi się, że nie rozumiem, nie odczuwam. Tak najprościej, ale w dużej mierze wynika ze zwyczajnego strachu przed tym, co inne i braku kontaktu. Samo tworzenie też nie jest dla mnie łatwe, ale jak inaczej zachęcę do tego dziecko, jak sama nie pobudzę przynajmniej swojej wyobraźni, a może wtedy specjalne umiejętności okażą się zbędne.
Warszaty i galeria nie były jedynymi punktami dnia tej ostatniej, słonecznej, majowej niedzieli. Zostawię je na kolejny wpis, bo zrobiło się późno. Może przyśni mi się "kosmiczny" sen. O ile Tygrys, którego dopadła ospa nie wybudzi mnie z niego. Dobranoc Kochani.
Fajnie, połączenie nauki, wiedzy i zabawy. Praca wyszła super!
OdpowiedzUsuńEkstraaa!!!
OdpowiedzUsuńI oj, zdrowia dla Tygrysa! <3 Ospa masakra, a do nas pewnie kiedyś powróci, bo młodsi nie mieli :P
Współczuję ospy, ale zazdroszczę warsztatów.
OdpowiedzUsuńMy jeszcze nie korzystamy z takich form rozrywki z młodym, ale wszystko zapisuję.
Buziaki i zdrowia dla Was
Ale super pomysł!
OdpowiedzUsuń