Wrzesień to wspomnienie pięknej uroczystości, która miała miejsce pięć lat temu. 27 września nasz Synek przyjął sakrament Chrztu Świętego. Pamiętam, jak długo musieliśmy czekać na ten moment. Wszystko przez opieszałość sądu. Nie mogliśmy ochrzcić Młodego bez nowego aktu urodzenia. Także przyjął Chrzest jako 10-miesięczny Chłopczyk. Ale i tak byliśmy wdzięczni Opatrzności, że mogliśmy to zrobić. Nie dane nam było uczestniczyć w momencie narodzin Tygrysa, a sakrament Chrztu (poza całym bogactwem, które ze sobą niesie) był dla nas takimi symbolicznymi narodzinami. To było też powitanie Synka w rodzinie, tej większej. Wśród cioć, wujek, stryjków, stryjenek, kuzynów itd. Pamiętam te emocje. Radość z przygotowań. Każdy drobiazg sprawiał mi przyjemność. I wreszcie ten wielki dzień. Migawki z tej ważnej dla nas uroczystości znajdziecie TU. Zapraszam.
Najważniejszą decyzją był wybór rodziców chrzestnych. Bardzo się cieszyliśmy, że mogliśmy to zrobić. Że nasze dziecko, które już na starcie sporo straciło, będzie miało i znało swoich chrzestnych. Kiedy pojawią się pytania o nich na lekcji religii, nie będzie miało z tym problemu. I tak przed nim sporo pytań, wątpliwości, także cieszyliśmy się, że w tej kwestii, będzie tak po prostu, normlanie. Do dziś boli mnie, jak jeden z księży powiedział naszym znajomym, którzy adoptowali starsze dziecko, już ochrzczone, że nie widzi problemu, żeby chrzestni pojawili się na komunii. Wierzę, że nie była to złośliwość, a brak zrozumienia rodziców adopcyjnych. Aż chciałoby się powiedzieć, że może idźmy krok dalej i zaprośmy od razu rodziców biologicznych. Także cieszę się, że chrzestni będą obecni w życiu Tygrysa. Pojawią się na pierwszej komunii i mam nadzieję w wielu innych momentach Jego życia.
Wybór chrzestnych to była dla nas również duża odpowiedzialność. Zależało nam na tym, żeby było to osoba wierząca i żyjąca tymi wartościami, w które wierzy. Żeby była wzorem dla Chłopaka. I żeby było nam zwyczajnie ze sobą po drodze. Gdzieś, kiedyś, na długo przed pojawieniem się dziecka w naszym życiu mieliśmy plany co do chrzestnych. Tak... dwóch par, bo zakładaliśmy, że prędzej czy później pojawi się dwoje dzieci. Tymczasem życie zweryfikowało nasze plany i musieliśmy zmienić pierwotny wybór, co do mamy chrzestnej. I przyznaję, że nie była to decyzja, z której byłam tak w 100% zadowolona. Nie chcę wchodzić w szczegóły, bo to dla mnie dość trudne, ale z różnych względów wybór padł na tą, a nie inną osobę. Dłużej dumaliśmy nad tatą chrzestnym i myślę, że dokonaliśmy dobrego wyboru. Sama pamiętam, jak ważną osobą w moim życiu była chrzestna, do dziś jest. Miała duży wpływ na moje życie, w jakiś sposób mnie ukształtowała. Do dziś jest dla mnie ważną osobą. I choć nie spotykałyśmy się dość często. Ale wiem, że zawsze o mnie pamiętała i do dziś pamięta. Ten wybór jest dla mnie niesamowity. Mimo, że stuknęły mi już 4 dziesiątki, to zdarza mi się ponawiać pytanie do rodziców: dlaczego akurat ta ciocia. Bo nie był to taki oczywisty wybór. Nie należała do najbliższej rodziny, bo zazwyczaj wybierało się rodzeństwo rodzone rodziców, a tego nie brakowało. Cieszę się z tej decyzji rodziców, bo była najlepsza dla mnie. Relacji z chrzestnym nie miałam praktycznie żadnej. Po prostu zaniósł mnie do chrztu i na tym jego rola się skończyła. Także i te osobiste doświadczenia, moje i Taty Tygrysa, miały wpływ na wybór chrzestnych.
Tyle wspomnień. Wracamy do bieżących wydarzeń. Wspominałam Wam w poprzednim wpisie o naszych fryzjerskich przygotowaniach do ważnej uroczystości. Zostałam mamą chrzestną uroczego Chłopczyka. Zaskakująca i ogromnie wzruszająca to była dla mnie prośba. Nie spodziewałam się takiego zaszczytu. Nie wpadłabym na to. Nie spodziewałam się nawet zaproszenia na te chrzciny, a co dopiero takiego wyróżnienia. Śmiałam się, bo w październiku moja jedyna Chrześniaczka weszła w świat dorosłych i pomyślałam, że to już koniec. A tu proszę... I chyba na tym się nie skończy. Myślę, że w przyszłym roku któreś z nas będzie miało kolejnego chrześniaka lub chrześniaczkę :) Przyznam się, że miałam nawet pomysł, że jak kiedykolwiek pojawi się taka propozycja, to odmówię. Myślałam, że wiek 40+ to nie czas na bycie chrzestną. Nie wiem, co zadziałało, ale nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby odmówić. I do dziś, jak przypomnę sobie tą chyba lipcową, rozmowę telefoniczną, to się wzruszam. Mój kuzyn (tata Chłopczyka) też miał nerwówę, bo pierwszy telefon zbiegł się z moją operacją i bał się, że ze względów zdrowotnych odmówię. Na szczęście wszystko się dobrze skończyło i mogliśmy wziąć udział w tej pięknej uroczystości.
Z tym chrztem to też niesamowita historia. Jak sobie teraz pomyślę, to chyba nie mogło być inaczej. Z tą rodziną już od kilku pokoleń chrzcimy nawzajem dzieci. Jak to napisać, żeby było zrozumiałe. Podobno najlepiej od początku... A żeby było łatwiej... Chłopczyk to mój nowy chrześniak, a kuzyn to jego tata. Dziadkowie moi i kuzyna to rodzeni bracia, tym samym mój tata i mama kuzyna to rodzeństwo stryjeczne. I tu zaczyna się najfajniejsza część rodzinnej historii... Dziadek kuzyna jest chrzestnym mojego ojca. Mój tata jest chrzestnym kuzyna. Jego mama jest moją chrzestną. Kuzyn jest chrzestnym Tygrysa, a ja będą chrzestną Chłopczyka właśnie. Czy ktoś to zrozumiał? Może lepiej było rozrysować :) Jedno jest pewne Tygrys i Chłopczyk chyba nie mają wyjścia i będą musieli podtrzymać tą tradycję.
Piękna uroczystość za nami. Chłopczyk był dzielny. Większość czasu przespał. Jego chrzestna nieco spięta i wzruszona. Tygrys mimo znudzenia przetrwał całą uroczystość w kościele i restauracji. A Mama i Tata nie mogli od niego oczu oderwać. Cudownie wyglądał w garniturze. Jaka to miła odmiana od dresów. A Tata Tygrysa dobrze sobie pojadł. Wartością dodaną było miejsce, w którym odbywała się uroczystość. Jedno z naszych ulubionych - Tykocin, co miała tę zaletę, że można było wyjść na spacer i cieszyć się urokami tego miasteczka.
Dla nas chrzest święty obu naszych dzieci był dla nas bardzo ważny, więc doskonale Cię rozumiem:)
OdpowiedzUsuńCudowne wspomnienia. Dla mnie wybór chrzestnych to także ważna sprawa, powinna być przemyślana na milion sposobów. Ja mam jedną chrześnicę i niestety nasze relacje nie wyglądają tak jak powinny i tak jakbym chciała. Zostałam chrzestną w wieku 15 lat i to była straszna głupota. A poproszono mnie o to w ramach naprawy relacji rodzinnych :/ Dzisiaj jak patrzę na to wstecz to ja jako nastolatka bardziej się starałam sprawdzić w tej roli niż wyobrażali sobie rodzice tego dziecka. Próbowałam do pewnego momentu aż skończyło się na tym, że teraz widzimy się teraz przy okazji wielkich imprez rodzinnych.
OdpowiedzUsuńJa też mam jedną chrześniaczkę. Piękną, mądrą dziewczynę, która właśnie wchodzi w dorosłe życie. I żal mi, że znam ją tak mało. Niestety mimo chęci za dużo możliwości nawiązania głębszej relacji nie miałam. Nie powiem - jest dla mnie ważna i bardzo sie lubimy, ale jej mama nie zabiegała o kontakt. Sama wpraszałam się na urodziny (choć czasem coś mnie trafiało), bo chodziło mi o dziecko. A teraz już za późno, choć mam nadzieję, że podobnie, jak dla mnie, ważne będzie moje świadecwto życia. I modlitwa. Tyle mogę.
UsuńPiękne wspomnienia i niezwykłe przeżycie :)
OdpowiedzUsuńA tu historia z Mamą i Mamą Chrzestną ciekawa... Trzeba, trzeba dużo tłumaczyć dzieciakom!
Pozdrawiam :)
Nasze życie to nieustanne tłumaczenie, ale póki chce słuchać, nie zrażamay się :)
UsuńWzruszyłam się... Wszystkiego dobrego dla Was :*
OdpowiedzUsuńWzajemnie Kochana :)
UsuńNo prosze. Ja chrześniaka nie mam i juz sie raczej nie doczekam. Ale za to W. Ma dwójkę.
OdpowiedzUsuńNigdy nie mów nigdy. Ja myślałam, że już mieć nie będę i mam :)
UsuńGratuluje Ci serdecznie. Sama mam trzech Chrześniaków i zawsze jak o tym myślę, ogarnia mnie wzruszenie. Co lepsze jeden z moich chłopców, obchodzi zemną urodziny ;)
OdpowiedzUsuńA na przyszłość. Nigdy nie patrz na licznik, wielokrotnie słyszałam przesąd że ,,dzieciom się nie odmawia bycia chrzestnym,, ;)
Dziękuję. Ja niezmiennie jestem wzruszona. Nawet jak coś tam sobie zakładałam, to w chwili prośby nawet nie pomyślałam o odmowie. To ogromne wyróżnienie. I okazja do jeszcze częstszych spotkań.
UsuńAż od razu mi się przypomniał chrzest naszej Klary. Ona była taka maleńka nic nie mogłam jej znaleźć do ubrania, aż wreszcie ciocia chrzestna coś zza granicy ściągała, w rozm 50 ;)
OdpowiedzUsuńTyle, że sama uroczyść w kościele była słaba ;( było w sumie 20 maluchów do chrztu. Rodzice, chrzestni, rodzina i jeszcze rodzeństwa dzieci chrzczonych. Generalnie jeden wielki galimatias. Nic z tego nie miałam. Nie przeżyłam tego tak jak w mojej małej parafii, gdzie są 2-3 chrzty. Jednak to tutaj mamy kościół, do którego chodzimy, tu najprawdopodobniej będzie komunia święta, nie chciałam robić tego 400 km stąd. ;)
Sama mam dwójkę chrześniaków, to już duże dzieciaki. Nie utrzymujemy kontaktów niestety.
Bardzo mi przykro. To ważne wydarzenie i chciałoby się je dobrze przeżyć, a tak po ludzku, żeby miało odpowiednią oprawę. Nam zależało na indywidualnym chrzcie. I się udało. W naszej parafi i nie było zywczaju zbiorówek. I rzeczywiści uroczystość była taka dla nas. Ale to była szczególna parafia, której teraz nam bardzo brakuje.
UsuńTo wydarzenie wciąż przed nami, czekamy na zgodę biskupa na odnowienie chrztu, nowych chrzestnych i nowy akt chrztu. Niestety pandemia wydłużyła formalności. Trochę ciężko wytłumaczyć 4 i 5 latkowi o co chodzi z tym chrztem 😉 Chrzestni, cóż, tacy, którym ufam.
OdpowiedzUsuńCzyli możliwości są. Budujące to dla mnie wiadomości. Z pewnością nie jest to łatwe dla dzieci ale wierzę, że z Waszą pomocą z czasem zrozumieją. Najważniejsze, że będziecie mogli przeżyć tą piękną uroczystość w rodzinnym gronie.
UsuńSerdeczności
Piękna niezapomniana uroczystość, zwłaszcza dla ludzi wierzących🙏💙
OdpowiedzUsuńDokładnie tak. Pozdrawiam
UsuńNo cóż, u nas chrzestni są tacy jacy są, w momencie wyboru wydawali się tym, czego oczekiwaliśmy, ale bywa różnie. Nie wszystkie postawy da się przewidzieć, a może po prostu nie mieliśmy wtedy aż tak zaufanych ludzi? Sama nie wiem, ja nie mam rodzeństwa,także jest jak jest. Wspaniała uroczystość, na pewno niezapomniana dla Was :)
OdpowiedzUsuńTo trudny wybór. Rodzina wydaje się tym pierwszym, ale to różnie bywa. Jak we wszystkich relacjach, tak i o te trzeba dbać. Choć oczywiście musi być chęć z obu stron. Mam przykład mojej chrześniaczki, z którą nie mam aż takiej więzi, jakbym chciała, ale jej mama nie stwarzała nam do tego okazji.
Usuń