Od mojego powrotu do pracy minął miesiąc. Od dawna
przymierzam się do wpisu, ale opornie mi to idzie. Pewnie dlatego, że nie
uporałam się jeszcze z tą sytuacją i póki co mam wrażenie, że upływ czasu nie
ma tu nic do rzeczy.
Miesiąc temu byłam bardziej optymistycznie
nastawiona. Tuż przed świętami cieszyłam się nawet z powrotu do pracy, bo ja po
prostu lubię to, co robię (pomijając kwestie osobowe, które trochę utrudniają
życie). Pewnie dlatego, że Tygrys zostawał z Tatatu. Sytuacja się zmieniła,
kiedy w poświąteczny wtorek musieliśmy zostawić Młodego z Dziadkami i oboje
ruszyć do pracy. Chyba sami się nie spodziewaliśmy, że będzie to tak trudne.
Synuś zniósł to chyba lepiej od nas, przynajmniej tak nam się wydawało. Nie
było płaczu (poza ukradkiem uronionymi łzami, przez nas rzecz jasna). Młody
pomachał nam z okiennego parapetu. Z uśmiechem, bo został z ukochanymi
Dziadkami, a nam serce pękało. I nadal pęka. Za każdym razem, kiedy się
rozstajemy. Trzymamy fason, informujemy Malucha z uśmiechem, że idziemy do
pracy zarobić na bułę i niedługo wrócimy, żeby nie odczuł, że dzieje się coś
złego.
Pierwszy tydzień był naprawdę trudny. Sytuacja nas przerosła. Bolało rozstanie,
przepełniała nas zazdrość o Dziadków i gorycz, że jest tak, a nie inaczej. Do
tego Dziadkowie nie ułatwiali zadania, szczególnie Dziadek, który wręcz
opanował Tygrysa. Nie pozwalał nam na chwile we Troje. Był ciągle obok. Nawet,
jak fizycznie nie był obecny. Taka oto sytuacja… Jesteśmy z Młodym na podwórku
na huśtawce. W pewnym momencie słyszymy: dziadzia,
dziadzia... I co? Dziadek "sterczy" w oknie. Mieliśmy wrażenie,
że za chwilę, jak otworzymy lodówkę, to Dziadzia z niej wyskoczy. Nie wspomnę
już o kilku tekstach (które mnie wbiły w podłogę) czy pędzeniu na ratunek przy
histerii przy zmianie pieluszki. Mój Tata chyba trochę się zagalopował i za
bardzo wczuł się w rolę i mam wrażenie, że nie w tą, co trzeba. Sytuacja
okazała się o tyle trudna, że postanowiliśmy pomieszkiwać z Dziadkami w ciągu
tygodnia, bo jak pamiętacie mamy kawałek do pracy. Myśleliśmy, że tak będzie
lepiej. Ale okazało się, że zmian dla Tygrysa było za dużo. I przez kilka dni u
Dziadków nie przespaliśmy ani jednej nocy. Ostatniej przed weekendem bezsennej
i przepłakanej, nie tylko przez Tygrysa, podjęłam decyzję - dojeżdżamy.
I to była słuszna decyzja. Dla wszystkich wyszła na
dobre. Choć nie wiem, jak Młody znosi dojazdy. Co prawda zbytnio nie marudzi,
ale póki co nie powie nam czy nie są dla niego zbyt męczące. Mam nadzieję, że
nie. Emocje opadły, atmosfera się oczyściła, wszyscy są zadowoleni. Tygrys
więcej nocy przesypia, choć i teraz zdarza Mu się odreagowywać. Niby w dzień
jest w porządku, bez problemu zostaje z Dziadkami, ale zdarzają Mu się
niespokojne noce.
Wiem, że Rodzice/Dziadkowie nie chcieli źle. Po prostu
trochę się zagalopowali. Tak samo, jak my cieszą się z Wnuka. Przecież długo na
Niego czekali, ale teraz jest lepiej. Nie bez znaczenia była też nasza zazdrość
i inne negatywne uczucia. Pewnie za jakiś czas będziemy musieli podjąć nowe
decyzje, ale może do tej pory wyjaśnią się pewne sprawy i będzie łatwiej.
Dziadek nadal trochę nas przytłacza swoją
miłością/zaborczością, choć widzę, że stara się hamować, ale taką już ma
naturę, że musi być w centrum wydarzeń/zainteresowań. Mam nadzieję, że z czasem
ochłonie, albo najzwyczajniej w świecie się zmęczy. Dziś, po wizycie z Maluchem
u nas w pracy widzimy zmianę na lepsze. Chyba i w nas samych coś się powoli
zmienia. I te wszystkie negatywne uczucia tracą na mocy.
Skłamałabym, gdybym napisała, że powrót to pracy mnie
nie cieszy. Cieszy, ale jestem rozdarta. Z jednej strony realizuję się w pracy.
Z drugiej - przepełnia mnie ogromna tęsknota i żal, że nie mogę być więcej z
Młodym. Szkoda, że nie da się tego jakoś połączyć.
A jako, że mamy dla siebie naprawdę mało czasu,
korzystamy z każdej chwili. Poza czasem w aucie, mamy dla siebie 1,5 - 2 h do
czasu jak Tygrys zapadnie w sen, a odpływa nadal wcześnie, bo koło 19. Weekendy
to prawdziwe święto. Celebrujemy czas we Troje. Tak, jak wczoraj. Wspólna Msza
Święta (pierwsza spokojna :), posiłki i wizyta w zoo. Pogoda, mimo fatalnych
prognoz nam dopisała. A co Tygrysowi najbardziej się podobało? Niedźwiedź
nawet, nawet. Sowa całkiem, całkiem. Ale największe wrażenie zrobiły na nim kurki
i kogut. W końcu należy do pokolenia, które drób czy inną domową zwierzynę
będzie widziało w zoo, ewentualnie w gospodarstwach agroturystycznych. To my
mieliśmy szczęście i Dziadków, którzy hodowali kury, króliki czy nutrie. I
przynajmniej część zainteresowania i uczuć lokowali w swoim inwentarzu :)
Wierzę, że jest Ci bardzo trudno. Ja nawet jak jadę do lekarza na kilka godzin to tęsknię. Ale wierzę, ze dasz radę i w końcu wszyscy przywykniece do nowej sytuacji.
OdpowiedzUsuńNie mamy wyjścia. Powoli wszystko się normuje.
UsuńTo już miesiąc! Czekałam na taki wpis jak Wam idzie ta nowa codzienność. I chyba faktycznie lepiej jak nocki tygrysek spędzą w swoim łóżeczku. A taka nadgorliwość dziadków mimo ze cieszy z jednej strony to z drugiej jest trochę męcząca na pewno:) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCieszymy się, że Dziadkowie tak pokochali Wnusia, ale są chwile, że przesadzają, szczególnie Dziadek. Czasem Babcia przy Nim nie ma dostępu do Tygrysa. Zmieni się to pewnie, jak Dziadek wróci do pracy. Tylko mam wrażenie, że nie bardzo chce Mu się zdrowieć :)
UsuńWiem jak bardzo jest Wam trudno, bo zapewne jednak i Tatatu ciężko po dwóch tygodniach z Synusiem. Ale wiem też, że dacie radę :)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że Dziadziatu trochę się rozpędził, ale też zrozumiał i teraz będzie lepiej :)
A Wy cieszcie się sobą i wspólnym weekendowym czasem!
U nas Motylek hasa po domu do 22-23 czasem i nie mogę jej przestawić póki co, ale to też nie dobrze. Wydaje mi się, że lepiej jak Tygrysek wcześniej chodzi spać! :)
Buziaki Kochani! :)
To Motylek jest niezłą zawodniczką. Tygrys pada między 18 a 19. Raz zdarzyło nam się, że biegał do 21. Nie ubolewam. Chociaż teraz jak mamy tak mało czasu dla siebie mógłby trochę dłużej wytrzymać, choć 0,5 godziny :)
UsuńPowolutku ogarniamy sytuację, chociaż tęsknota pewnie nigdy nie minie.
Uściski
Nie ma niestety złotego środka. Tu tylko rozwaga u dobra wola i dziadków i rodziców. Przytulam
OdpowiedzUsuńDobra wola jest. Decydujące są chyba przymioty charakteru mojego Taty, ale mam nadzieję Go ciut przyhamować :)
UsuńEch rozumiem Cię, bo sama miałam podobne akcje i miewam. Ale rada jest jedna - rozmawiać z dziadkiem na spokojnie i tłumaczyć, jak się czujecie i czego oczekujecie. To szybko poprawia relacje, bo bez takiej rozmowy to tylko narastają sądy...
OdpowiedzUsuńTrzymajcie się tam, będzie dobrze :*
Próbujemy rozmawiać, ale i tak każdy ma swój ogląd sytuacji. Póki co nie jest źle. Dojazdy, choć męczące wyszły wszystkim na dobre. Zdarza nam się jedną noc przenocować i jest w porządku. Po prostu przywołuję Dziadka do porządku jak np. próbuje rozbawiać Młodego, gdy ma akurat chcemy położyć Go spać.
UsuńNo to faktycznie dużo zmian na raz. Też wydaje mi się, że nawet kosztem dojazdów lepiej być na swoim. Trzymam kciuki, żebyście jak najszybciej okrzepli w nowej sytuacji i przyzwyczaili się do zmienionych ról.
OdpowiedzUsuńRozumiem, że pojawia się zazdrość. Z drugiej strony myślę sobie, że to wspaniałe, że dziadkowie tak bardzo chcą się angażować w opiekę nad Tygrysem. Teraz wyzwanie przed wami, jak to zaangażowanie, mądrze i dobrze dla Was i dla Tygrysa wykorzystać, a tam gdzie trzeba ostudzić... Ściskam!
Na ten moment wiem, że decyzja była słuszna. Od soboty Chłopak przespał spokojnie wszystkie noce. To chyba znak, że powoli oswaja się z nową sytuacją.
UsuńTak, jak piszesz - studzimy, sami zmieniamy nastawienie i jest coraz lepiej. I cieszę się, że Tygrys jest z Dziadkami i nie musiałam Go powierzać w obce ręce.
Doskonae rozumiem to rozdarcie i .. zazdrość. Miałam tak, jak Tolcia wybrała przedszkole a nie pobyt nadal z mamą w domu :) Z czasem przechodzi, choć mam gdzieś poczucie, że ja coś tracę, Ona natomiast wiem, że zyskuje i to się liczy.
OdpowiedzUsuńA z tym zagalopowaniem, ech, trochę współczuję, bo wiem jak trudno w takich sytuacjach bywa, a wszelkie próby rozmowy z tą drugą stroną, mogą byc odebrane jako atak itp Oby się unormowało, dobrze, że powoli Tato stopuje. Moja sąsiadka ma taką sytuacje z teściową, mieszkającą na sąsiedniej posesji.. ale ona to przegina po całości, no tak się wtrąca w wychowanie, jest zaborcza, kontroluje, chce mieć władzę wieksza niż rodzice - i obraza się jak oni się na to nie zgadzają. Chore co.
A to zarabianie na bułę - rozbawiłas mnie :)
Ściskam cieplutko
Zauważyłam, że jak pohamowałam zazdrość to jest mi łatwiej i inaczej patrzę na sytuację. Chociaż to poczucie straty chyba nigdy nie minie.
UsuńMój Tata jest w gorącej wodzie kąpany, zawsze musi być widoczny i pierwszy. I wychodzi to także w opiece nad Wnukiem. Nawet Babcia czasem nie ma zbyt wiele okazji pobyć z Młodym sama, więc wspólnymi siłami próbujemy utemperować Dziadzia.
Generalnie Rodzice poza tym zdominowaniem Tygrysa są w porządku, głównie moja Mama, bo na Nią spada ciężar opieki. Wiadomo Dziadek to do zabawy i spacerów, Ona musi zadbać o resztę, a i nas jeszcze stołuje. Trzyma jeden front, dzwoni i pyta o radę np. co do posiłków, choć tłumaczę, że przecież nie skrzywdzi Młodego. Pod tym względem nie jest źle.
A o bule Babcia raz tak powiedziała i zostało. Także codziennie w pocie czoła zarabiamy na buły. Mało tego... jedną musimy mieć pod ręką w pracy, jakby Chłopak przyszedł i miał ochotę karmić obok gołębie :) Poza tym jest uzależniony od buł.
Buziaki
Odwieczny dylemat mam pracujacych:( Mam nadzieje,ze teraz bedzie juz z gorki. Powiem Ci ,ze takie wsparcie dziadkow(nawet takie przesadzone) jest bardzo cenne. Ja takiej mozliwosci nie mam, dlatego o powrocie do pracy nie mysle.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony takie mieszkanie z rodzicami nawet na chwile zawsze jest najgorsza z opcji-wiem cos o tym. Dobre przy tym sa nawet te dojazdy.
Zycze duzo dobrego!
Ja bardzo doceniam pomoc Dziadków. Bez Nich powrót do pracy byłby o wiele trudniejszy. Ale łatwiej nam wszystkim, jak nie pomieszkujemy razem. Tak jest dobrze. Od razu atmosfera jest lżejsza.
UsuńUściski
Szczęścia tylko :)
OdpowiedzUsuń--
http://pomocwpisaniu.pl
Dziękujemy
UsuńRozumię Cie bardzo dobrze, powrót do pracy zawsze jest ciężki a i to lekkie uczucie zazdrości też jes normalne. Mam nadzieję że szybko sie przyzwyczaicie do nowej sytuacji
OdpowiedzUsuńZ każdym dniem jest lepiej.
UsuńNajważniejsze, że widzimy, że Tygrys wie, że rozumie sytuację, wie że wrócimy.
Już miesiąc... Czas szybko leci.
OdpowiedzUsuńPoszłam do pracy na kilka miesięcy kiedy Eliza kończyła przedszkole i zaczynała szkołę- wtedy było to dla mnie łatwe, bo Ona była w placówce, ja w pracy... Jednak sprawa z młodszymi dziećmi to zupełnie inna para kaloszy. Na bułę jednak trzeba zarabiać, tym bardziej jeśli lubi się swoją pracę, trzeba też mieć na uwadze kwestię jej nie stracenia. A czas naprawdę szybko leci i Tygrysek przestanie niedługo być małym Tygryskiem. Wtedy powinno być łatwiej.
Z dziadkiem podobno przejścia miał mój brat po urodzeniu się ich synka. Tam to już było totalne przegięcie, bo nie dość, że Oni razem mieszkali, to brat i ojciec pracują w jednej firmie. Ojciec natomiast, który w swojej roli życia spisał się dość marnie, bardzo mocno ożywił się jako dziadek, do tego stopnia, że chciał dziecku zastąpić nie tylko ojca, ale i matkę. I powiem Ci, że różnie tam między nimi bywało, czasami bardzo nieciekawie, bo mój ojciec to z tych, którzy nie dadzą sobie nic powiedzieć. Ale... dziś jest ok :)
Mam nadzieję, że rozmowa i trzymanie się ustalonych przez WAS zasad powinno pomóc.
Trzymaj się Kochana :*
Już ponad miesiąc :) Sama nie wiem, kiedy to zleciało.
UsuńNa szczęście Tata przestał się już obrażać. A czasami muszę do Niego dość ostro mówić, bo plecie 3 po 3. Nie dalej jak przed chwilą musiałam hamować Jego zapędy, bo nie daje dostępu do Tygrysa Babci. Ma swój pomysł i koniec. Co usłyszałam, że niedługo umrze i musi nacieszyć się wnukiem. Oj, oberwało Mu się, zwłaszcza, że umiera odkąd pamiętam. Takie oto smaczki. A Tata miał mało czasu dla nas. Zarabiał na tą przysłowiową już bułę :) Jak ja się urodziłam był dość młody, więc co innego miał jeszcze w głowie. A teraz nadrabia ze zdwojoną siłą, a tak się stało, że od dłuższego czasu jest na zwolnieniu. I coś czuję, że nie bardzo ma ochotę (zdrowie swoją drogą) do niej wracać. Ale Babcia ma też chyba dość, więc razem damy radę.
Uściski
Zapraszamy na otwarcie kurnika, jeśli wreszcie stanie i pojawią się kury, Tygrys z Rodzicami będą gośćmi honorowymi;)
OdpowiedzUsuńMyślę o Was często, zastanawiałam się jak wszyscy się odnajdujecie w tej nowej dla Was sytuacji.
Dobrze, że Tygrysiątko nieźle znosi tą sytuację. Jak najwięcej chwil we troje życzę, mimo wszystko.
Dziękujemy. Staramy się korzystać z każdej chwili.
UsuńChętnie skorzystamy z zaproszenia. Dziś nawet wiatry nie przeszkadzały Tygrysowi w "sterczeniu" przy klatce. A i z Waszego doświadczenia mamy nadzieję skorzystać w przyszłości z Waszego doświadczenia.
Moje zdanie już znasz z naszej prywatnej korespondencji, więc nie będę się powtarzać. Natomiast o Waszej wizycie w zoo dopiero teraz przeczytałam i przypomniałam sobie naszą :) Bąblowi zainteresowania i cierpliwości starczyło tylko dla części okazów we wrocławskim afrykarium - natomiast po wyjściu na zewnątrz zdecydowanie bardziej interesowały go latarnie i kosze na śmieci, niż żyrafy czy słonie ;)
OdpowiedzUsuńNasze ZOO jest niewielkie w porównaniu do wrocławskiego, więc cierpliwości starcza na dłużej. Zresztą i tak zawsze lądujemy przy kurach. Dobrze, że po drodze do wyjścia jest kilka klatek z drobiem różnego rodzaju :)
Usuń