Ostatnie tygodnie mijają nam pod
hasłem „tuli, tuli” (w dziadkowej wersji „miło, miło”), co oznacza przytulanie
Tygrysa do wszystkiego, co miękkie, a w szczególności do pluszaków.
Nie wiem dlaczego, ale zanim Synuś się
pojawił byłam sceptycznie nastawiona do maskotek. Kojarzyły mi się tylko z
kurzem i tzw. durnostojkami. Ale jak to mówią: zapomniał wół… Dzisiaj podczas
drzemki Tygrysa wyciągnęłam swoje albumy z dzieciństwa i na czarno-białych
fotografiach odnalazłam swoje maskotki,
głównie misie. Moim ulubionym był mały miś (trzymam go na prawej górnej fotografii). Nie pamiętam w jakim był kolorze, z jakiej okazji go dostałam i co się później z nim stało. Pamiętam tylko, że był
dość mocno wyeksploatowany.
Te dwa duże misie dostałam z okazji
tych samych urodzin, czyli w listopadzie na moje oko ponad 30 lat temu (szkoda,
że rodzice nie mieli zwyczaju opisywania zdjęć). Identyczne, jasnożółte. Nie
należały do moich ulubionych. Pewnie dlatego, że jak większość maskotek w
tamtym czasie, wypełnione były trocinami, a w związku z tym nie były zbyt miłe
w dotyku. Na fotografii załapał się jeszcze pies podłogowiec, który ma prawie
tyle samo lat, co ja. A co ciekawe dzięki chomikowaniu mojej Mamy zachował się
do dziś. Latem wyciągnęliśmy go z piwnicy, żeby odświeżyć zanim trafi w
tygrysie rączki.
Był jeszcze jeden ukochany miś. Nie
pamiętam z jakiej okazji i od kogo go dostałam. Podejrzewam, że jest niewiele
młodszy ode mnie. I mam go do dziś. To ten niebiesko - żółty. Ten
mniejszy też jest bliski mojemu sercu, bo to prezent od Tatatu, jeszcze nie
męża.
Co się stało z misiem? |
A dlaczego wzięło mnie na wspomnienia?
A to dlatego, że dziś obchodzony jest Światowy Dzień Pluszowego Misia. Misia,
który zawsze wywołuje pozytywne skojarzenia. Kojarzy się z czymś miłym,
przyjemnym. Przywołuje wspomnienia beztroskiego dzieciństwa i bliskich nam
osób.
I jak dziś patrzę na Tygrysa tulącego
się do misia, ściskającego jego futerko zmieniam zdanie – pluszaki to jedne z
najpiękniejszych umilaczy dzieciństwa. A kurz? Dzisiejszym miśkom pralka nie straszna.
Synuś ma już na stanie kilka
pluszaków, głównie miśków. Mały, biały miś, który pozwolił nam przetrwać Chrzciny
bez większych histerii (dostał go Tygrys od zupełnie obcej nam osoby, którą
bardzo wzruszyła nasza historia). Poza misiem prosiaczek od Cioci i niebieska Owieczka
od internetowej Cioci. Do obu szeroko się uśmiechamy. I wreszcie świeżynka –
urodzinowy miś od rodziców, niewiele mniejszy od Tygrysa, który nieźle go
poniewiera, ale również głaszcze i karmi. A w szafkach kryją się jeszcze
pacynki i urocze skrzydlate stworzenia, o których w osobnym poście.
Prosiaczek po lewej - rocznik 1997 (prezent na 18 urodziny od rodziców Mamatu), po prawej - 2015. |
Wszystkim pluszowym misiom w dniu ich
święta życzę, aby zawsze wywoływały uśmiech na twarzach dzieci. Wszystkim
dzieciom, żeby miały choć jednego pluszowego przyjaciela. Nam dorosłym ciepłych
misiowych wspomnień. A skoro przy wspomnieniach jesteśmy – pamiętacie swoje misie
z dzieciństwa? A może macie je jeszcze ukryte w przestworzach szaf?
Ja nie muszę oglądać swoich starych misiów na zdjęciach. Jak otworzę kanapę to większość z nich będę mogła jeszcze przytulić :)
OdpowiedzUsuńW piwnicy moich rodziców też sporo zabawek się zachowało, także pluszaków. Następny w kolejności do odświeżenia jest mój koń na biegunach.
UsuńJa nic kompletnie misiowego nie pamiętam, moja starsza córcia lubi misie od czasu do czasu, za to młodsza kocha je miłością wielką, co mnie bardzo cieszy. Mamy całą stertę pluszaków, której raz na miesiąc urządzam pralkową kąpiel.
OdpowiedzUsuńWłaśnie to jest fajne w dzisiejszych pluszakach, że kąpiel im nie straszna. Tego psa z fotografii trzepaliśmy solidnie, a mimo to jeszcze kurz w nim zalega. A do pralki się nie nadaje, poza tym by się nie zmieścił.
UsuńNasza Amelka też ma już sporo misiów :) jeden większy od niej trzy razy. Dostała od chrzestnej z okazji tego, że jest :) bo "KAŻDE DZIECKO MA TAKIEGO MISIA WIĘC AMELKA TYM BARDZIEJ!" :)
OdpowiedzUsuńJa pamiętam misia pandę od chrzestnego- pamiętam jak kiedyś zgubiłam jego oko na placu zabaw - mama szukala ze mną oka pandy w ciemnościach - znalazło się.
Jeszcze był taki mały hipopotamik ale chyba dalam go naszej Beti i go wykończyła. Szkoda. Buziaki
Wtedy zgubienie oka pandy urosło pewnie do rangi tragedii. Dobrze, że się znalazło.
UsuńZa chwilę Mela będzie tulić, ściskać, obracać tego misia. I rozmiar nie będzie jej straszny :)
Buźka
Mamy ulubione misie.. Szczególnie Grześ uwielbia tego którego dostał od nas na pierwszym spotkaniu... Teraz ma sowe ale to taki okres na sowy... Wszystkie misie mają swoją historię mam nadzieję że kiedyś Grześ będzie te historie pamiętał...
OdpowiedzUsuńPewnie, że będzie pamiętał. Grześ ma Mamę, która na pewno te historie zanotuje. A sowy (+ jeże) i my darzymy sentymentem.
UsuńJa swojego misia nie pamiętam ale zdaje się że był ale moja córcia ma takiego co dużo z nią przeszedł bo na blok operacyjny wjechał i na oiom potem,nieduży ale jakże wtedy potrzebny.
OdpowiedzUsuńNa pewno jakiś był. A w trudnych szpitalnych chwilach miś to podstawa.
Usuńoj uruchomiłaś moje wspomnienia. Miałam takiego samego jak Ty na 3 zdjęciu te dwa. Faktycznie był strasznie szorstki ale za to wielki. Pamiętam że wszystkie dzieciaki co mnie odwiedzały chciały mieć takiego!!!
OdpowiedzUsuńPrzemo ma jednego osiołka przytulankę z którym spi od małego i kiedyś go zgubiliśmy przeszukaliśmy wszystko rykj był straszny w końcu się znalazł na grillu na podwórku. Od tej pory Młody jak rano wstaje odkłada go na szafkę żeby się nie zgubił. Już go wypychałam bo taki sflaczały był i ma szwy po ''wypychaniu'' ale i tak jest ulubiony.
Taki czas, że innych misiów w sklepach nie było. Pewnie darczyńcy musieli nieźle się za nimi nabiegać, ewentualnie nastać.
UsuńNiezłą miejscówkę wybrał sobie osiołek. Dobrze, że nie skończył żywota na tym grillu. Ja tu żartuję, a wyobrażam sobie jak Przemo przeżył zgubę.
no wiesz płakał aż usnął z tego płaczu a W. chodził z latarką po podwórku i szukał a nijt nie wpadł żeby na grilu szukać....
UsuńSama bym na to nie wpadła. Najważniejsze, że wszystko skończyło się dobrze.
UsuńMisiaki są cudne:) Ja w pracy co kilka lat urządzam wystawę misiów, na ostatniej było ich ponad 150. Były misie piękne, czyściutkie jak i takie "z latami" bez oczek czy ucha. Dzieci, rodzice i nauczyciele się spisali:)
OdpowiedzUsuńPrywatnie też uwielbiam misie - mam ich sporo i czekają na nowego właściciela:)
Fajny pomysł z wystawą, integrujący dzieci, rodziców i nauczycieli.
UsuńWiesz, że trzymam kciuki, żeby właściciel odnalazł się, jak najszybciej.
A ja właśnie wczoraj przyniosłam do prania kilka moich starych pluszaków z piwnicy. Pozostałe pluszaki, już dawno temu, oddałam do domu dziecka. Masz rację takie pluszaki sprawiają, że zaczynamy się uśmiechać i wspominać dzieciństwo. Obiecałam sobie, że jak pojawią się dzieci to osobiście kupie im bardzo dużego miśka :). Buziaki
OdpowiedzUsuńKoniecznie kup. To niesamowity widok, jak taki mały szkrab mocuje się z wielkim misiem.
UsuńBuźka
Ja też pamiętam swojego misia Nukę (w telewizji wtedy leciała bajka japońska o Dżeki i Nuce). Taki zwykły brązowo-kremowy miś, uwielbiałam go, choć przyznam, że nie wiem co się z nim stało.
OdpowiedzUsuńHania też ma swoje ulubione misie, choć do spania wybiera z wielkiego, brązowego psem z Ikea - zajmuje pól poduszki;-)
Do maskotek miałam identyczny stosunek ze względu na siedlisko kurzu, ale tak jak Ty zmieniłam zdanie;-)))
Widzę, że jesteśmy z tego samego rocznika ;-0
Miś w objęciach Tygrysa, to przecudny widok. Pewnie, jak Hani z psem. A bajkę, o której piszesz pamiętam. Ja z kolei nie pamiętam imion swoich pluszaków.
UsuńTo najlepszy rocznik :)
Misie sa sliczne:) Bardzo je lubie:) Mialam w dziecinstwie ukochanego Koziolka (nazywanego przeze mnie Alolkiem;), mial brodke i fioletowe spodenki-ogrodniczki:) Kiedys go wyrzucilam, bo byl juz bardzo zniszczony... moze troche zaluje?
OdpowiedzUsuńMam misia w szafie... ktorego kupilam juz jako dorosla osoba sobie samej:) Mis jest duzy, bialo-kremowy i czeka na moje dzieci... Moze jeszcze sie ich doczeka?:)
U Ciebie najbardziej podobaja mi sie prosiaczki:D i misie z ostatniego zdjecia:) a Tygrys wyglada fantastycznie na zdjeciu z misiem, na podlodze... Moze to dobre zdjecie na naglowek bloga?:)))
Wierzę, że miś kiedyś ujrzy światło dzienne. Tego Ci życzę.
UsuńWidok Tygrysa poniewierającego misia jest cudowny. Może kiedyś wykorzystam to zdjęcie.
Moje misie z dzieciństwa (których miałam naprawdę mnóstwo) niestety już dawno poszły w świat - powędrowały do innych dzieci w rodzinie, do domów dziecka i żłobków. Szkoda, że nie zostawiłam sobie chociaż jednego, bo teraz Młody mógłby go przejąć - ostatnio również ma fazę na pluszaki (z tym że czasami je przytula i obdarowuje słodkimi buziaczkami, a innym razem urządza im musztrę niczym w wojsku ;) )
OdpowiedzUsuńPoza misiami bardzo podobają mi się jeszcze Tygryskowe rajstopki z napisem "SUPER BABY" :) Buziaczki dla Was i uściski dla pluszowej brygady :* ;)
Fajnie, że misie znalazły nowych właścicieli, na pewno wywołały uśmiech na ich twarzach.
UsuńTygrys czasem tuli się do misia, czasem boksuje. Musztra pewnie przed nami.
Rajstopki są fajne, chociaż przez tą czerwień wystającą spod spodenek Młody był brany za dziewczynkę. Jakby nie było widać, że jest chłopcem. Oj.
Buziaki
Coś w tym jest u nas też misiów pełna półka i do dziś się Kubuś przytula. Pozdrawiam Ewa
OdpowiedzUsuńA Kubuś Puchatek znajdzie się w kolekcji Kubusia? :)
UsuńUściski
Heh, sama również nigdy nie wyrywałam się do kupowania dziewczynkom maskotek, ale jakoś te zawsze lądowały samoistnie u nas w domu. I dobrze. Lila jest teraz na takim etapie, że bierze wszystkie pluszaki (w tym misie również) i urządza im przedszkole, albo stołówkę :)
OdpowiedzUsuńJa swojego misia z dzieciństwa niestety już nie mam, ale mój brat ma swojego do dziś- siedzi u moich rodziców na pralce :) Z pewnym sentymentem na niego patrzę, bo jakby nie było przypomina mi o pewnym etapie naszego życia...
Przyznaję, że tego dużego misia sama kupiłam Tygrysowi. Jak zobaczyłam nie mogłam się oprzeć.
UsuńMoimi misiami Młody już się zajął. Mam nadzieję, że przetrwają :)